Pandemia

Czy można skutecznie schować się przed złem całego świata? Nie można. Zło i tak cię dopadnie. Dopadnie i będzie chciało pojmać. A potem zabić.

Recenzja: Łasuch, Jeff Lemire

Środek lasu, rezerwat przyrody stanu Nebraska, USA. Chata, w środku dwoje mieszkańców. Pierwszy - wyraźnie starszy i schorowany, ewidentnie jakiś religijny fanatyk. Drugi – dziewięciolatek Gus. Na pierwszy rzut oka – najzwyklejszy dzieciak. Chwila. Czy on ma… poroże jelenia na głowie? Starszy jest ojcem młodszego – a przynajmniej tak twierdzi. Młody i tak nie ma jak tego sprawdzić: odkąd sięga pamięcią, zna tylko tego mężczyznę, tę chatę i ten las. Z lasu nie wolno wychodzić – ojciec zadbał o to, strasząc syna na zmianę demonami, grzesznikami, piekłem i przerażającymi stworami. Jeśli opuścisz las, zajmiesz się ogniem i będziesz wiecznie płonął 1, te sprawy. Ojciec jednak umrze, pokonany przez Przypadłość. Młody pochowa go na granicy lasu, obok grobu matki.

A potem w lesie pojawią się łowcy. I Wielkolud - wybawiciel. Tak jakby.

Pandemia. Kończący się właśnie rok pozwolił nam poznać ciężar tego słowa. Mimo tego założę się, że wirus SARS-CoV-2 rozczarował zwolenników widowiskowej apokalipsy: śmiertelność ma względnie niską i nie bardzo nadaje się na miano choróbska, które zmiecie ludzkość z kart historii planety Ziemia. Tymczasem Przypadłość - H5-G9… Zaraza… Pierdolona choroba… - o, to co innego. Przypadłość w łasuchowym świecie to choroba o potencjale zdolnym do eliminacji gatunku homo sapiens. Piękna bestia. Bezlitosna i niezwykle skuteczna. Eksterminuje miliony. Wszyscy się rozchorowali i umarli. A ci, którzy jeszcze nie umarli, z pewnością wkrótce zdechną. Bo choroba nie zawsze zabija od razu – czasem trwa to latami, ale to paskudny proces z gatunku tych, których nie da się powstrzymać. Do tego ludzie giną nie tylko na skutek zarażenia wirusem, ale również w efekcie zamieszek i chaosu, które ogarniają przerażonych ocalałych.

Nikt nie wie, co przenosi wirusa. Czasem zaraza wybucha gwałtownie, zabijając w okamgnieniu całe miasto. Czasem tli się powoli. Nikt nie wie, skąd różnica. Nikt nie wie, gdzie jest źródło choroby. Nie ma lekarstwa, nie ma szczepionki. Dalej się domyślacie: hałdy trupów, których nie ma kto pochować. Już sama liczba zmarłych oszałamiała. Masowe groby były wszędzie – cały świat zmienił się w jeden wielki masowy grób. Tylko drapacze chmur wystawały ponad sterty ciał… Wszystko poszło w diabły. Globalne systemy łączności… Internet… Opuszczone, splądrowane miasta. Jakieś enklawy ocalałych – już zarażonych, ale jeszcze żyjących. Okrutna milicja, w którą zamieniło się wojsko i policja, narzucająca zbrojnie i siłowo swoją wolę pozostałym… Oraz ta dziwna, przerażająca mutacja wśród nowo narodzonych.

Gus, hybryda człowieka i jelonka

Gus, hybryda człowieka i jelonka. Ilustracje: Jeff Lemire

Dzieci-hybrydy. Pół ludzie – pół zwierzęta. To obłęd. To po prostu nie ma sensu. Wszyscy myśleliśmy, że to nowa anomalia. Dziwaczny wybryk natury. Dzieci z rogami na głowach, trąbami, pyskami wilków, ryjkami świń. Kopyta, ogony, sierść. Czasem bardziej dzikie, zwierzęce, bez kontaktu – czasem ewidentnie ludzkie, inteligentne, jedynie z atrybutami zwierzęcymi. Od siedmiu lat - od początku pandemii - rodzą się tylko takie. Nikt nie wie, dlaczego. Ale są tacy, którzy cały czas szukają przyczyny tych anomalii. Według naukowców gra jest warta świeczki, bo wszystko wskazuje na to, że hybrydy są odporne na H5-G9. Eksperymentują więc na ciężarnych i dzieciach. Laboratoria pełne bólu, strachu i śmierci. Polowania na hybrydy. Morderstwa. Oczywiście w imię słusznego celu, w imię poszukiwania lekarstwa. Bo czas ludzkości ewidentnie się kończy. Kto i dlaczego otworzył tę puszkę Pandory? Gdzie szukać ocalenia?

Jeff Lemire, utalentowany kanadyjski scenarzysta i rysownik, prowadzi nas przez ten apokaliptyczny krajobraz powoli, za rękę z Gusem, dawkując grozę i stopniując napięcie. Najpierw las, w którym poznamy naszego bohatera w koszuli w kratkę i jego ojca, ale niewiele dowiemy się o świecie. Potem zajście z myśliwymi i spotkanie z Wielkoludem Tommym Jepperdem. I nagły zwrot akcji: wyruszamy w drogę i wreszcie zaczynamy oglądać świat. Karty odkrywane są niespiesznie. Nieprędko dowiemy się, kim de facto jest Jeppard – ale kiedy Lemire zdecyduje się na retrospekcję… To dobry moment, aby napisać, że zabiegi narracyjne, które stosuje autor, to po prostu mistrzostwo samo w sobie. Mój ulubiony to narracja równoległa. Większa część planszy przedstawia to, co się dzieje „w tej chwili”, mniejsza, u dołu: wspomnienia któregoś z bohaterów. Po drugie: sny. I dalej: hipnoza, retrospekcje, a nawet przeniesienie akcji o 100 lat do tyłu. Wszystko podane we właściwym momencie – dokładnie wtedy, kiedy należy ubogacić historię, pokazać wydarzenia z innej perspektywy albo coś wyjaśnić. I fantastycznie ograne graficznie: innym stylem, innymi kolorami, czasem nawet zmianą grafika…

Tommy Jepperd

Tommy Jepperd. Kadr z komiksu, grafika: Jeff Lemire

Ech, ja po prostu jestem zakochany w tym komiksie. Palce mnie świerzbią, żeby opowiedzieć wam tę odjechaną historię, walącą bez litości w czułe miejsca czytelnika. Nie zrobię tego oczywiście – i tak zdradziłem całkiem sporo, opisując świat i Przypadłość. Siła Łasucha drzemie w… właściwie pewnie w sumie wszystkich elementów – od scenografii, przez scenariusz, bohaterów, rysunki – ale… Ale zdecydowanie z największą siłą uderzają w czytelnika emocje na osi Gus-Jepperd, czyli (przybrany)syn-ojciec i kontrast między nimi. Zagubiony, niewinny dzieciak i twardy, poharatany życiem opiekun. Opiekun, który stracił jakikolwiek powód do życia – i właśnie go odnalazł na nowo. Gotowy poświęcić wszystko, gotowy mordować, kraść, kłamać, gdy zajdzie taka potrzeba. Szukający sensu swojego istnienia w miłości do przybranego syna-hybrydy.

Oprócz Gusa i Jepperda na kartach tej powieści graficznej pojawiają się i inni bohaterowie. Mamy tu bezwzględnego szefa „naukowej milicji” Douglasa Abbota i jego brata Johnny’ego, mamy głównego naukowca: doktora Singha. Są dwie silne kobiety: Becky i Lucy oraz dzieciaki – hybrydy: Wendy, Bobby i Koleś. Po drodze spotkamy również przywódcę pewnej dziwacznej sekty, kalekiego mieszkańca samowystarczalnej tamy - enklawy Projektu Wieczna Zieleń, a nawet byłego zawodnika hokejowego. Krótko mówiąc: będzie się działo. Razem z bohaterami będziemy próbować przeżyć w tym postapokaliptycznym świecie oraz spróbujemy znaleźć odpowiedzi na zasadnicze pytania: o co tu chodzi? Skąd się wzięły hybrydy i Przypadłość?

Pandemia H5-G9

Pandemia H5-G9. Fragment kadru z komiksu, grafika: Jeff Lemire

Ten komiks nie jest, wiecie, jakiś przesadnie ładny. To Lemire w całej okazałości: surowa, ostra kreska, przygaszone, raczej oszczędne kolory… no, chyba że akurat oglądamy sny/wizje bohaterów, bo wtedy bywa odwrotnie: pastelowo i zwariowanie. Tak czy siak: kolorów zdecydowanie tu więcej, niż - przykładowo - w takim Twardzielu 2. Wyraźnie widać też stopniowy progres – mam wrażenie, że końcowe akty historii są zdecydowanie lepiej rysowane i bardziej pomysłowo kadrowane, niż początkowe 3. Warto podkreślić również, że fabuła jest pełna brutalnych scen przemocy, a rysunki często bolą oglądającego. Niektóre kadry przyprawią was o szybsze bicie serca, inne – zjeżą wam włosy na karku. Jedno jest pewne: pastelowe okładki tomów zbiorczych na pewno nie zapowiadają tego, co czeka was w środku. W warstwie językowej też nie jest miło i przyjemnie: przekleństwa, wyzwiska, wulgaryzmy…

Za kolory w prawie całej serii odpowiadają José Villarrubia i Jeff Lemiere, natomiast z grafiką jest znacznie ciekawiej. Otóż w przypadku kilku zeszytów autor zdecydował się powierzyć rysunki i kolory trójce innych artystów. To Matt Kindt, Emi Lenox i Nate Powell. Największą pracę wykonał tu zdecydowanie Matt Kindt, który z prawdziwą brawurą cofnął akcję o 100 lat, do 1911 roku, i opowiedział historię „Wypychacza zwierząt” 4 (zeszyty 26,27,28, czyli początek trzeciego tomu zbiorczego). Nate Powell z kolei udało się wyczarować świetny nastrój w „Balladzie o Johnnym i Abbocie” (środek trzeciego tomu, zeszyt 34). Wszystko do siebie ładnie pasuje - bo mamy w tych fragmentach do czyniania z kompozycją szkatułkową, "opowieściami w opowieści głównej", a nie z klasycznym przejęciem rysowania głównego wątku przez innego grafika. Dlatego - mimo że styl artystów się od siebie różni - wszystko razem tworzy spójny klimat tej historii. Rzućcie okiem na poniższe, przykładowe plasze - bez trudu dostrzeżecie różnice w stylu grafików.

Wybrane plansze "Łasucha", rysunki: Jeff Lemire, Matt Kindt, Emi Lenox, Nate Powell

Skoro już wspomniałem o grafice: w środku pierwszego tomu spodziewajcie się raczej klasycznego, ale na pewno nie monotonnego układu kadrów, czasem łamanego jakimś sprytnym zabiegiem: grafiką na cały panel albo i dwa, nieszablonowym kadrowaniem. Im dalej w las jednak, tym ciekawiej. W drugim tomie zostaniecie na przykład zmuszeni do obrócenia książki do pozycji poziomej – narracja zmieni się na wzór książeczek dziecięcych. Generalnie eksperymenty z planszami i kadrami pojawiają się częściej od drugiego tomu zbiorczego. I będą to eksperymenty zdecydowanie na plus – dynamizujące akcję, przykuwające uwagę. Warto tu wspomnieć również o całym rozdziale („Taśmy Singha”) w którym w głównym wątku fabularnym nie pada ani jedno słowo. To ta część komiksu, o której już wspomniałem: 2/3 planszy przedstawia bieżące wydarzenia, 1/3 to wspomnienia doktora Singha. Techniczny majstersztyk. Krótko mówiąc: świetna, różnorodna robota.

Zapytacie: czy warto? Opowiedź powinna już być dla was jasna. Oto trzymam w rękach najlepszy komiks post-apo, jaki do tej pory czytałem. A przecież konkurencja jest zacna: mamy świetną Resztę świata Chauzego, przydługawe Żywe trupy Kirkmana, brzydką Ziemię swoich synów Gipiego, mamy nawet postapo dla dzieci - Bajkę na końcu świata Podolca. Łasuch to kapitalna, zamknięta historia 5, emocje, świetne rozwiązania narracyjne... Minusów nie widzę. Oceniam na piąteczkę i mocno polecam na zimowy wieczór. ■

bert

Psssst!? Jesteś tu jeszcze? Może napiszesz kilka słów od siebie? Są już pierwsze komentarze, z pewnością będzie Ci raźniej. Zapewniam, że nic tak nie cieszy piszącego (mnie, znaczy się), jak dobre słowo. Albo i niekoniecznie dobre. Albo każde inne... To co? Przeskakujemy do komentarzy?

/ rekomendacje /
RZUT OKIEM, czyli polecanki

Więcej w klimatach postapo? Zobacz, co proponuję do przeczytania.

Cormac McCarthy - „Droga”

Pod wiecznie szarym niebem, wśród popiołów, gruzów, śmierci i zniszczenia, marznąc i głodując wędruje dwoje ludzi. Mężczyzna i chłopiec. Ojciec i syn. Jedni z ostatnich przedstawicieli gatunku homo sapiens, jacy ocaleli po kataklizmie i latach, które po nim nadeszły. Na południu upatrują szansy na przeżycie. Tylko czy w takim świecie warto żyć?

14.07.2008 // Czytano: 3115 razy
Richard Matheson - „Jestem legendą”

Zapadał zmierzch. Robert Neville, jak co wieczór, zamykał się w swoim domu. Kolejno oglądał okna, sprawdzając, czy któraś z desek nie odpada. Naszyjniki z czosnku wisiały, jak należy, ale i to sprawdził. Zaryglował drzwi. W salonie puścił Beethovena i sięgnął po szklankę z alkoholem. Taaak. Na zewnątrz zaszło słońce. Wtedy zaatakowali.

17.07.2008 // Czytano: 11816 razy
Max Brooks - „Wojna zombie”

Założę się, że wszyscy chociaż raz w życiu widzieliście zombie. No, nie, nie na żywo oczywiście, ale w kinie czy na ekranie telewizora. Zombie to taki ożywiony umarlak, poruszający się niezgrabnie, zwykle z rękami wyciągniętymi przed siebie, lubujący się we krwi i mózgach swoich żywych protoplastów. Pechowiec, którego ugryzie bestia, najpierw pada martwy, a potem dołącza do nowych kolegów. I generalnie tak to się kręci. Przynajmniej do czasu, gdy jedzenia dostatek.

18.03.2008 // Czytano: 3916 razy
Maja Lidia Kossakowska - „Zakon Krańca Świata 1”

Koniec świata! Kossakowska porzuca anioły i demony i wkracza na teren fantastyki postapokaliptycznej. Robi to jednak z takim rozmachem, wdziękiem i tak pomysłowo, że braku Niebieskich, Lampki i Daimona Freya wcale nie jest żal.

05.11.2005 // Czytano: 6822 razy

Inne komiksy postapo:

- Gipi, "Ziemia swoich synów";
- Marcin Podolec, "Bajka na końcu świata" (niby dla dzieci, ale dorosły też będzie się dobrze bawił ;) );
- Robert Kirkman, "The Walking Dead (Żywe trupy)".

Inne książki postapo:

- Peter Heller, "Gwiazdozbiór Psa";
- Paweł Paliński, "Polaroidy z zagłady";
- Robert Szmidt, "Apokalipsa według Pana Jana";
- Stephen King, "Bastion";
- Dmitrij Głuchowski, "Metro 2033" (i inne książki z tej serii);
- John Christopher, "Śmierć trawy".

Lista oczywiście nie jest kompletna - zawiera jednak pozycje, które przeczytałem i które śmiało mogę polecić. Czytałeś coś innego, wartego uwagi w tych klimatach? Daj znać w komentarzu.

/ przypisy /
  1. Wszystkie cytaty w recenzji pochodzą z omawianego komiksu.  ↩

  2. Mowa o innej powieści graficznej Lemire'a pt. "Twardziel", której akcja dzieje się gdzieś na kanadyjskiej prowincji. Co ciekawe, jej bohaterem jest również były hokeista. Jest nawet chata w środku lasu. I właściwie na tym podobieństwa się kończą.  ↩

  3. "Łasuch", składający się oryginalnie z 40 zeszytów, powstawał na przestrzeni czterech-pięciu lat, a wydawany był w USA od 2009 do 2013 roku. Te czterdzieści zeszytów zostało podzielone na rozdziały, które w wersji polskiej mają następujący tytuły:
    ·TOM1: "Z głębokiego lasu" (#1-#5), "W niewoli" (#6-#11), "Taśmy Singha" (#12)
    ·TOM2: "Zwierzęce armie" (#13-#17), "Dalsze przygody Chłopca i Wielkoluda" (#18), "Gatunek zagrożony" (#19-#25)
    ·TOM3: "Wypychacz zwierząt" (#26-#28), "Nienaturalne siedlisko" (#29-#32), "Nieustające przygody Wielkoluda i Chłopca" (#33), "Ballada o Johnnym i Abbocie" (#34), "Taśmy Singha: część 3: Alaska" (#35), "Zwierzyna łowna" (#36-39), "Nie ma jak w domu" (#40)  ↩

  4. Klimat tej historii jako żywo przypomina mi "Terror" Dana Simmonsa.  ↩

  5. Gwoli ścisłości, autor wrócił jeszcze na małą chwilę do świata Łasucha. W antologii Vertigo Quarterly: CMYK (2014-2015) #4: Black można znaleźć krótką, smutną, ośmiostronicową historię "Sweet Tooth: Black". Opowiada o spotkaniu małego Gusa z ranną hybrydą - przy granicy lasu, której nie wolno przekraczać... Komiks jest dostępny na Comixology w cenie kilku euro.  ↩

Poprzednia recenzja„Gabinet osobliwości”
2 komentarze
Zielony
Wysłano 31 sierpnia 2024 o 22:27

Czy publikujesz coś jeszcze tutaj? Dzisiaj przypadkowo trafiłem na ten blog, coś tam przeczytałem i niestety widzę że już nie piszesz i szkoda żeby taki fajny blog umarł.

Bert Autor
Wysłano 01 września 2024 o 12:37

Bardzo dziękuję za miłe słowo. Niestety, prowadzenie takiej strony wymaga sporej ilości czasu - mimo tego, że czytam jakby nawet więcej, niż kiedyś, rzadko mam czas o tym pisać. Zostawiam sobie jednak furtkę: prowadzenie bloga dawało mi sporo frajdy, więc jest całkiem możliwe, że kiedyś jeszcze do tego wrócę.
Pozdrawiam :)

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Gabinet osobliwości”