Jazda bez trzymanki

Muszę przyznać, że chyba pierwszy raz w życiu nie wstydzę się przyznać do nieznajomości tematu, który omawia autor książki. Zwykle jest odwrotnie: świadomy czytelnik jednak wstydzi się swojej niewiedzy i zrobi wszystko, żeby ewentualne braki wiedzy/wykształcenia uzupełnić. Tutaj sprawa jest bardziej skomplikowana: wspomniane braki można względnie łatwo nadrobić, ale... to boli.

Recenzja: Zero zahamowań, Michał Rusinek

Boli i może skutkować trwałym uszkodzeniem… tak, być może mózgu też, ale akurat teraz pomyślałem o mechanizmie rekomendacji Youtube. Razem z Michałem Rusinkiem i współpracującą z nim Joanną Barańską będziemy bowiem pochylać się nad fenomenem literackim specyficznej rodzimej działalności muzycznej. I właśnie to pochylanie się będzie wymagało poświęceń.

„Literatura, którą wziąłem tu na tapet, jest jednak specyficzna. Nie znajdziemy jej w książkach czy tomach wierszy, za to trudno się od niej opędzić. Atakuje nas w samochodach, autobusach, na wyciągach narciarskich, w wesołych miasteczkach, na festynach i różnego rodzaju świętach ulicznych, w czasie imprez sportowych, na plażach, w barach, smażalniach, lodziarniach, dobiega z telewizorów i radioodbiorników od sąsiadów lub ze słuchawek współpasażerów tramwajów, którzy za głośno czegoś słuchają. Jest to bowiem szeroko pojęta poezja śpiewana.”

Michał Rusinek, wstęp do Zero zachamowań

Na początek nurt tak zwanego disco polo. Tak, dobrze widzicie. Rusinek bez litości prowadzi nas w rejony muzyczne, w których szokujące są nie tylko same omawiane przez niego utwory, ale również liczba ich wyświetleń/odsłuchań w Internecie. Nie będę też fałszywie udawał, że nigdy nie słyszałem chociaż tych kilku najpopularniejszych, które autor smaga bezlitosnym biczem literackiej zagłady. Przecież każdy zna „Przez twe oczy zielone”, „Szaloną” czy też inną „Oną, co to tańczy dla mnie”. Zapewniam jednak, że to wierzchołek góry lodowej: pod powierzchnią tych najpopularniejszych, wszystkim znanych piosenek leżą całe pokłady absolutnie fantastycznych dzieł o milionowych odsłonach i setkach tysięcy lajków. Dzieł, których nawet nie musicie słuchać, żeby wiedzieć, z czym macie do czynienia, bo wystarczy jeden rzut oka na nazwy zespołów: Exotic, MiłyPan, Czadoman, Jacaro, Extazy, Łobuzy, Top Girls… i tak bez końca.

To właśnie ten moment, w którym sięgamy po narzędzie do nadrabiania braków – Youtube. Niestety, wyświetlenie w krótkim czasie skondensowanej piguły TAKICH teledysków 1 upewni algorytmy SI, że dalsze serwowanie nam takiej właśnie muzyki to to, czego pragniemy. Ech… Mimo wszystkich wad zapewniam, że nie warto rezygnować: odkryjecie światy, o których nie mieliście pojęcia. Znaczy: mam nadzieję, że nie mieliście pojęcia. Biorąc pod uwagę liczniki wyświetleń co po niektórych utworów z omawianej przez Rusinka listy – płonna to jednak nadzieja.

Zapewniam, że trud włożony w odsłuchanie/oglądnięcie omawianych przez autora piosenek nie pójdzie na marne. A łatwo nie będzie: przed oczami wirować wam będą mniej lub bardziej rozebrane Słowianki w towarzystwie sportowych samochodów, rozsypywanych fałszywych pieniędzy i oczywiście członków. Członków - w ogromnej większości - męskich zespołów muzycznych. Bohaterowie teledysków będą podskakiwać, wić się i ocierać w dziwacznych układach tanecznych, będą potrząsać dup… miękkimi atrybutami ciała, będą wylewać na siebie najróżniejsze płyny… Po prawdzie, Rusinek słowem nie wspomina o wyjątkowej oprawie wizualnej analizowanych piosenek - a szkoda. Książka mogłaby mieć drugie tyle stron.

Autor, jako się rzekło, skupia się bowiem na słowach tych utworów – czyli tekstach, jakby nie było - literackich, „które powstały po to, by ktoś napisał do nich muzykę i ktoś je zaśpiewał. Ku naszemu utrapieniu.” Zero zahamowań to zbiór krótkich felietonów – analiz tych wiekopomnych utworów muzycznych z punktu widzenia literaturoznawcy. To właśnie dla ich lektury (felietonów Rusinka, a nie tekstów tych piosenek) warto wcisnąć youtubowy guzik play, zacisnąć zęby, zamknąć oczy i dać się gwałcić przez uszy. Dopiero wtedy zabawa jest wyborna. Rusinek dziarsko, ze swadą i ogromną znajomością językowej materii rozkłada na czynniki pierwsze dzieła Czadomanów, Weekendów czy innych Extazów. Będziecie płakać. Ze śmiechu. Autor nie tylko wytyka błędy stricte językowe (składnia, nieporadne rymy, zła odmiana słów, niepoprawnie użyte związki frazeologiczne), ale i pochyla się nad (bez)sensem utworów, próbując wydedukować, co autor miał na myśli. I dochodzi do zaiste zaskakujących wniosków. Czy domyślilibyście się na ten przykład, że „Przez twe oczy zielone” to piosenka o pięknej miłości człowieka do psa?

A to dopiero początek. Rusinek sięga przecież nie tylko po poezję disco-polo (którą, przyznajmy, nietrudno jest przecież krytykować 6), ale i odważnie nurkuje w odmęty piosenek popularnych, serialowych, patriotycznych (wśród wykonawców: MC Sobieski, Ich Troje), nie stroni od polskiego rapu, hard rocka i metalu (czasem nawet z nutą słowiańskich klimatów). Tutaj zaskoczyć was może pewna niszowość omawianej muzyki – liczniki odsłon takiego np. Wojnara (wspomniany słowiański zaśpiew) oscylują w okolicach marnych kilku tysięcy. A szkoda, bo jego „Słowianie” to czyste barbarzyństwo – co prawda, głównie gramatyczne, ale co tam. Dla takich wersów – warto: „[…] walczyli zaciekle z ludźmi, którzy swe modły wznosili/ swe modły do wisielczego bałwana,/ nazywanego przez nich samych Jezu Chrystem./ Słowiaaaaanie!”. „Gdzie człowiek i jelon na długo tu był”…

W sumie nie wiem nawet, co się tak uczepiłem tego Wojnara. U Rusinka dosłownie każda omawiana piosenka to prawdziwa kopalnia wersów urągających zasadom języka polskiego lub chociaż – w tym lepszym przypadku – takich, w których sens został poświęcony dla rytmu. Czasem problemem jest samo odfiltrowanie tekstów z muzyki – w niektórych przypadkach (głównie tych hejwimetalowych) treść jest całkowicie niezrozumiała ze względu na fakt, że wokaliści je wywrzaskują w takt naparzającej perkusji. Dlatego dodatkowy plus należy się autorowi za trud ich uwiecznienia: być może jest to jedyna okazja, żeby zapoznać się z tą - inaczej niedostępną - poezją.

Ilustracja z książki, autor: Jacek ‌Gawłowski

Ilustracja z "Zero zahamowań", autor: Jacek ‌Gawłowski

„Celem tej książki” – pisze autor – „nie jest w żadnym stopniu szydzenie z miłośników tych gatunków ani z samych utworów. Staram się w niej pokazać, co się dzieje, jeśli teksty tych utworów trafią w niepowołane, czyli moje, uszy. Uszy kogoś, kto stara się zrozumieć, o co w nich (tekstach, nie uszach) chodzi.” I pewnie jest to prawda, ale nie da się ukryć, że głupota cytowanych przez Rusinka tekstów po prostu powala. Autorzy tekstów brną w nieprawdopodobne odmęty nonsensu. Nadal nie wierzycie? To co powiecie na przykład na „prącie trzy na metr,/ czarne jak w habicie ksiądz”3

Zero zahamowań to trzeci z kolei - po Pypciach na języku i Niedorajdzie – zbiór krótkich tekstów poświęconych językowi obecnemu w naszym otoczeniu i pewnym zjawiskom językowym. Taki na przykład Niedorajda, czyli co nam radzą poradniki to książka zdecydowanie nie przeznaczona do czytania w środkach komunikacji publicznej. Unikajcie przestrzeni pełnych ludzi, bo łatwo stać się obiektem zainteresowania, kiedy znienacka wybuchniecie śmiechem albo ze śmiechu się popłaczecie. Mój ulubiony rozdział dotyczy nagłówków w prasie/internecie. Miazga.

Skąd pomysł autora na takie książki? "(Inspiracji dostarcza) warstwa językowa (rzeczywistości), która wielu z nas wydaje się niestety przezroczysta – my jej nie zauważamy! Nie widzimy tego, jak mówią do nas politycy, jak mówią reklamy, i przez to łatwo modelują nasz sposób widzenia świata, narzucają nam formy mówienia i myślenia o nim, a my je bezkrytycznie przyjmujemy. Człowiek, który ma większą świadomość językową, który widzi język, jest mniej podatny na manipulację." 5 Warto zapamiętać.

Takie książki to ogromna przyjemność. Piękny język i niezwykła erudycja autora, inteligentne poczucie humoru. I spora dawka specjalistycznej wiedzy: z pewnym niepokojem odkrywałem, ile niezwykłych pojęć bliskich literaturoznawcom jest mi mniej lub bardziej nieznanych. Obawiam się, że podobnie jak i obecnie miłościwie nam panujący minister edukacji Przemysław Czarnek muszę publicznie wyznać: „Do niedawna nie wiedziałem nawet, co to znaczy” 2. No, sami zobaczcie: synekdocha, dystych, metonimia, asonans, anafora, pleonazm, oksymoron, logorea… Tak, wiem, Czarnek ma braki w słowniku, który powinien być bliski każdemu (prawdziwemu) Polakowi, tymczasem tutaj rozmawiamy jednak, jakby nie było, o słowniku specjalistycznym. Jak to jednak mówią Internety: nie spodziewaliście się ministra edukacji w tym wątku, prawda? Tymczasem minister edukacji pojawił się nieprzypadkowo, bo Rusinek celnie zauważa, że "polityka kulturalna państwa, w którym przyszło nam żyć, powoduje, że popularne gatunki muzyczne są obecnie dowartościowywane, a z artystów je uprawiających robi się klasyków. Ich utwory słychać więc częściej i jakby nieco głośniej. Jeśli więc na przykład teksty piosenek disco polo za kilka lat znajdą się w podręcznikach szkolnych obok utworów wielkich romantyków, zawarte w tej książce szkice interpretacyjne mogą się po prostu przydać maturzystom.". Boże, broń! 4

Krótko mówiąc: ta książka to czyste złoto. Nie czujecie się jeszcze przekonani? Sięgnijcie po fragment zamieszczony np. w księgarni Publio. Znajdziecie tam pięć pierwszych felietonów, wśród nich ten o miłości człowieka do psa. ■

PS. Zabrzmi to może pozornie nielogicznie, ale, korzystając z okazji, chciałbym podziękować autorowi za to, że Zero zahamowań ma jednak określoną, skończoną liczbę stron (konkretnie: 192) i że się kiedyś kończy. Obawiam się, że dłuższego słuchania omawianych przez Michała Rusinka piosenek mógłbym po prostu nie przeżyć.

bert

Psssst!? Jesteś tu jeszcze? Może napiszesz kilka słów od siebie? Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu, możesz być pierwszy! Zapewniam, że nic tak nie cieszy piszącego (mnie, znaczy się), jak dobre słowo. Albo i niekoniecznie dobre. Albo każde inne... To co? Przeskakujemy do komentarzy?

/ rekomendacje /
RZUT OKIEM, czyli polecanki

Zwykle piszę o szeroko pojętej fantastyce. Czytam natomiast wszystko, co wpadnie mi w ręce - książki Rusinka to doskonały przykład. Wpadłeś tu, bo częściej czytasz polską literautrę współczesną? Może sięgniesz w takim razie po biografię Komedy autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej, która to (książka, chociaż Pani Magdalena też ;) ) wywarła na mnie takie wrażenie, że postanowiłem o niej napisać? A może zainteresuje Cię moja lista debestof książek Michała Rusinka?

Absolutny must read rusinkowego fana (poza, oczywiście, "Zero zahamowań"):

- "Pypcie na języku";
- "Niedorajda, czyli co nam radzą poradniki";
- "Dobra zmiana czyli jak się rządzi światem za pomocą słów".

Fantastyczne książki dla dzieci w każdym wieku:

- "Jak przeklinać? Poradnik dla dzieci";
- "Wierszyki domowe".

/ przypisy /
  1. Wybaczcie ten skrót myślowy – chodzi mi o filmiki, które ilustrują te piosenki. Nazywanie ich teledyskami to jednak – w większości przypadków – mocne nadużycie.  ↩

  2. "Pełniący obecnie funkcję Ministra Edukacji i Nauki dr hab. Przemysław Czarnek w swym dotychczasowym życiorysie zawodowym i publicznym wielokrotnie udowodnił, że nie tylko nie jest gotowy i nie ma kompetencji do kierowania polską edukacją i nauką, lecz co gorsze, że tego stanowiska jest niegodny. W wypowiedziach dr. hab. Czarnka widoczne są rażący brak poszanowania ludzi o innych poglądach, ukrainofobia, antysemityzm, dehumanizacja osób nieheteronormatywnych, mizoginizm oraz pochwalanie kar cielesnych wobec dzieci. Obraz ten dodatkowo pogarsza niezrozumienie używanych pojęć (jak choćby „ideologia”), rażące braki w wiedzy oraz znikomy dorobek naukowy dr. hab. Przemysława Czarnka.” - Apel o odwołanie dr. hab. Przemysława Czarnka ze stanowiska ministra edukacji i nauki. Cytat w tekście pochodzi z wywiadu, jakiego minister udzielił w Poranku Rozgłośni Katolickich Siódma9.  ↩

  3. "Purpurowe gody", słowa: Roman Kostrzewski, wykonanie: Kat (1996)  ↩

  4. A jednak! W rozmowie z Janem Traczem ("Z dystansu niektóre rzeczy lepiej widać", Tygodnik Przegląd, nr 52 (1094), 21-27.12.2020) Rusinek mówi: "kiedy książka poszła do druku, dotarła do mnie wiadomość, że trawestacja piosenki Zenona Martyniuka pojawiła się w podręczniku do polskiego do szóstej klasy szkoły podstawowej. (...) Jak widać, z głupimi żartami trzeba uważać, bo mogą się okazać profetyczne.". I faktycznie, informacje na ten temat można bez trudu znaleźć w Sieci, np. tu.  ↩

  5. Jan Tracz, "Z dystansu niektóre rzeczy lepiej widać", wywiad z Michałem Rusinkiem, Tygodnik Przegląd, nr 52 (1094), 21-27.12.2020.  ↩

  6. Mariusz Szczygieł i Wojciech Staszewski w reportażu "Usta są zawsze gorące" piszą tak: Magda Czapińska ustaliła: teksty disco polo to kondensacja banału. Autorom do tworzenia dziesiątków utworów wystarcza około pięćdziesięciu słów. (...) To jest rodzaj analfabetyzmu w muzyce. (Mariusz Szczygieł, "Niedziela, która zdarzyła się w środę", wyd. Czarne, 2011 oraz "20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła", wyd. Czarne, 2010).  ↩

Poprzednia recenzja„Tyler twardy jest”
Następna recenzja„Walka o siebie”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Tyler twardy jest”
Następna recenzja„Walka o siebie”