Uśmiechnięta, żółta przypinka leży w kałuży krwi. Czerwona plama na chodniku i to żółte, absurdalnie radosne kółko to jedyne ślady - tu, na dole - po dramacie, który rozegrał się ponad 20 pięter wyżej, w jednym z apartamentów. Szkło z rozbitego okna i zwłoki Edwarda Blake'a już sprzątnięto. Krew pewnie trudniej zmyć.
Nowy Jork, 12 października 1985 roku. Na miejscu zbrodni, pod osłoną nocy, pojawia się człowiek w niezwykłej masce na twarzy. Biało-czarna tkanina zdaje się nieustannie zmieniać: czarne plamy chaotycznie, choć raczej niespiesznie, pływają po całej jej powierzchni. Mężczyzna, wspinając się po linie wystrzelonej z dziwnego harpuna, pokonuje prawie trzydzieści pięter wieżowca. Wchodzi przez rozbite okno. Nie wygląda na specjalnie zmęczonego, kiedy chwilę później myszkuje w mieszkaniu denata. Ślady bijatyki. Plamy krwii. Szafa. Ukryty guzik. Schowek. W środku broń, zdjęcie w ramce i… kostium.
Pierwszy rozdział powieści graficznej Strażnicy (ang. Watchmen) autorstwa zadeklarowanego maga 1 Alana Moore'a (scenariusz), Dave’a Gibbonsa (rysunki) i Johna Higginsa (kolory) wrzuca nas bez ostrzeżenia w sam środek brutalnej konfrontacji zabójcy i jego ofiary, zakończonej rozbiciem szyby i lotem Blake’a ku śmiertelnemu spotkaniu z chodnikiem. Zaraz, zaraz, rozdział pierwszy… czego? No, właśnie. Powieści graficznej.
bert
Pssst! Czy wiesz, że większość prezentowanych tutaj kadrów możesz oglądnąć w wersji kolorowej (klasycznej) lub czarno-białej (Noir)? Wystaczy kliknąć / tapnąć obrazek i przesunąć suwak w lewo lub w prawo. I już! Najlepiej wypróbuj, jak to działa, na poniższym obrazku.
Kadr z komiksu "Watchmen" (wersja kolorowa) / "Watchmen Noir" (wersja czarno-biała), © DC Comics
Komiks. Nietrudno zauważyć, jaki wydźwięk w naszym ojczystym języku ma słowo komiksowy – cóż, jest to wydźwięk jednoznacznie pejoratywny. Schematyczność, płytkość, uproszczenia, wtórność… Wiele prawdy jest w stwierdzeniu, które odnajduję w Narracji w powieści graficznej 2: „Tak rozumiana komiksowość staje się zarzutem skierowanym bezpośrednio do jego twórcy, ale pośrednio także do odbiorców.” Inaczej mówiąc: jeśli masz więcej niż -naście lat, akurat zaprosiłeś nieznajomą pannę/pana na randkę, lepiej nie przyznawaj się, że czytasz komiksy. Pomijając już fakt, że „przecież, hahaha, tego się nie czyta jeno ogląda”, masz dużą szansę, że twoja miłość ucieknie, gdzie pieprz rośnie, przekonana, że oto spędziła wieczór ze zdziecinniałym freakiem.
Jeśli faktycznie uciekła, nie martw się – nie warto było. Doskonale przecież wiesz, że komiks to pojęcie niezwykle pojemne, kryjące wiele niespodzianek – i to zaczynając już od samej definicji. Łatwo nie jest, bo – uwaga - nie ma jasno określonych kryteriów, które utwór musi spełniać, by zostać zaklasyfikowany jako komiks. Podoba mi się to, co zauważa w swojej książce Kamila Tuszyńska:
Otóż próbując zdefiniować komiks jako medium, a co za tym idzie – komiksowość, musimy mieć na uwadze m.in. poniższe punkty.
Kamila Tuszyńska, Narracja w powieści graficznej
1. Tekst nie jest obligatoryjny (mogą występować dymki, pola słowa, lecz nie muszą, istnieją komiksy bez słów, nadal opowiadające historię.
2. Obraz (miejscami) nie jest obligatoryjny (istnieją komiksy mające całe strony wypełnione jedynie tekstem).
3. Podział na kadry/paski nie jest obligatoryjny (istnieją komiksy mające jednostronicowe kadry).
4. Jednolitość stylu plastycznego w ramach pojedynczego komiksu nie jest obligatoryjna.
5. Wyodrębnienie warstwy werbalnej z warstwy wizualnej nie jest obligatoryjne.
6. Rodzaj narracji (fabularne, niefabularne, afabularne).
7. Jednostkowość / cykliczność / seryjność / serialowość.
8. Kolorystyka (kolorowy lub czarno-biały).
9. Autorstwo (jeden autor, scenarzysta i rysownik, różni autorzy w ramach jednego tomu czy serii).
10. Nieustalone funkcja (np. rozrywkowa, edukacyjna), odbiorcy (np. dzieci, młodzież, dorośli), odmiany (np. fantastyka, autobiograficzność).
11. Nieustalona technika (np. gwasz czy akwarela).
12. Nieustalona forma wydawnicza (książka, magazyn komiksowy, tom zbiorowy).
13. Nieustalony nośnik/przekaźnik (papier/książka, ebook, internet, ściany/murale, torba na zakupy…)
14. Nieustalony sposób powstawania (papier lub komputer).
15. Nieustalony sposób dystrybucji (druk lub internet).
16. Nieustalony sposób zakupu (księgarnie, sklepy komiksowe, kioski, internet).
Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nadal akceptujecie definicję, którą podaje SJP 3?
Temat fascynujący, ale umówmy się, że to nie miejsce i nie czas na dywagacje na temat roli komiksu i jego wpływu na kulturę w takich na ten przykład Stanach Zjednoczonych czy – bliżej nas – we Francji. Zainteresowanych tematem odsyłam do książki Kamili Tuszyńskiej 2, którą tak ochoczo cytuję w niniejszej recenzji – to naprawdę ciekawa lektura, opierająca się na bogatej bibliografii. Dla naszych dalszych rozważań istotne jest co innego: komiks to istotny i równoprawny element kultury. Ani nie gorszy, ani nie lepszy. Równoprawny.
Kadr z komiksu "Watchmen" (wersja kolorowa) / "Watchmen Noir" (wersja czarno-biała), © DC Comics
Hej, ale dlaczego właściwie na okładce Strażników widnieje termin powieść graficzna? Czy to aby nie jest kolejny nadmiarowy zlepek słów, uknuty ewidentnie po to, aby zastąpić ten pejoratywny, nieszczęsny komiks czymś, co zabrzmi poważniej? I tak, i nie. Dobrze myślicie: z tym pojęciem również mamy znajomy kłopot: brak obowiązującej, kompletnej i czytelnej definicji. Spróbujmy tak: „Pełna rozmachu narracja, bez sztywnych ograniczeń wydawniczych, niepodyktowana logiką rynku, autonomiczna w strukturze narracyjnej, celu oraz w tematach i wyraźnie adresowana do dojrzałych odbiorców.” 4 Od razu brzmi poważniej, prawda? To co powiecie na to:
Powieść graficzna to utwór komiksowy, który porusza poważniejsze, często kontrowersyjne tematy, a jego forma charakteryzuje się oryginalnymi rozwiązaniami fabularnymi: zarówno pod względem graficznym, jak i językowym. Intertekstualność, autotematyzm czy metafikcja są strategiami narracyjnymi charakterystycznymi dla tego rodzaju. Jednocześnie powieści graficznej nie można sprowadzić do jakiś wyznaczników formalnych: nie można jednoznacznie stwierdzić, ile ma liczyć stron, czy które tematy poruszać, aby dany tekst można było jednoznacznie zaklasyfikować właśnie jako powieść graficzną. Powieść graficzna jest swego rodzaju sygnaturą, która ma oznaczać, że dane dzieło odbiega od komiksu amerykańskiego i chce zaproponować jakieś innowacyjne rozwiązania gatunkowe.
Kamila Tuszyńska, Narracja w powieści graficznej
Podoba mi się ta definicja, jest wystarczająco pojemna. Dokładnie czymś takim są Strażnicy Moore'a i Gibbonsa, dodatkowo - może jednak trochę nad wyrost - określane mianem powieści graficznej wszechczasów. Piszę o tym wszystkim i przytaczam te definicje nie tylko dlatego, że to fascynujące – miejcie na uwadze, że kiedy w niniejszej recenzji piszę komiks, mam na myśli powieść graficzną właśnie.
Otwórzmy w takim razie to przyjemnie grube i ciężkie tomiszcze 5. Pierwsze, co zauważycie, to dominujący, powtarzalny układ kadrów (paneli) na planszach. Regularna makieta, siatka pionowych prostokątów w układzie 3x3 (ang. democratic grid 6) ze stałym odstępem (ang. gutter). Autorzy oczywiście łamią ten schemat, ale zawsze zgodnie z ustalonymi regułami: łączą sąsiadujące w pionie lub poziomie prostokąty gdy to potrzebne (obrazek niżej). Wierność tym zasadom jest zaskakująco konsekwentna – na placach jednej ręki można policzyć plansze, które odbiegają od schematu. Pionowe, stosunkowo wąskie kadry wymuszają prowadzenie narracji w zbliżeniu, we fragmencie sceny. Stosując terminologię filmową: na planszach Strażników mamy najczęściej do czynienia z planem amerykańskim, średnim, bliskim i zbliżeniem. Dlatego scalanie paneli mocno się przydaje – pozwala tworzyć plany szerokie (dalekie, ogólne, pełne). Więcej nawet: taki zabieg zwykle robi niesamowite wrażenie. Bo oto na ten przykład nagle dostajemy w twarz szerokim, poziomym kadrem – czasem zresztą nie tyle łączonym, co „rozbitym” na sąsiadujące prostokąty.
Przykładowy podział kolejnych plansz na panele, siatka 3x3, sposoby łączenia kadrów. Ilustracja za "Watchmen: The Deluxe Edition", DC Comic.
Zostawmy jednak – na chwilę, bo jeszcze do tego wrócę – kwestie techniczne i zagłębmy się w lekturze. Szybko zauważycie, że coś nie jest w porządku ze światem przedstawionym 9… Ameryka w komiksowym 1985 roku to miejsce dalece nieprzyjazne, i to mimo ewidentnego postępu technologicznego: na niebie unoszą się sterowce, po ulicach jeżdżą samochody elektryczne. Amerykanie wygrali wojnę w Wietnamie. Prezydentem nadal jest Richard Nixon i nikt nie słyszał o aferze Watergate. Trwa zimna wojna – nie, to za mało powiedziane: konflikt między USA a ZSRR z każdym rozdziałem komiksu eskaluje. Widmo atomowej zagłady wisi nad planetą i dominuje w przestrzeni publicznej. Po ulicach chodzą smutni ludzie, przerażeni nadciągającą wojną totalną. Nagłówki gazet krzyczą. Szaleńcy przepowiadają koniec świata. Anarchia, protesty, zwykłe chuligaństwo…
A wśród tego wszystkiego – superbohaterowie.
Serio? Superbohaterowie? Raczej dziwacy, zwykli przebierańcy, „grupa osobników w rajtuzach i kąpielówkach” 7 - pewnie i to zbyt dużo powiedziane, bo ich "kostiumy" są czasami po prostu żenujące. Niby walczą z przestępcami, z szeroko pojętym złem, ale robią to, hmmm, niekoniecznie w zgodzie z literą prawa. I najważniejsze: zasadniczo są pozbawieni jakichkolwiek nadprzyrodzonych mocy (z jednym wyjątkiem). Są wśród nich szaleńcy, są idealiści, są celebryci, jest nawet… żywa reklama banku. W 1939r. jest ich siedmiu. Potem dołączają kolejni, kilku umiera, pojawiają się nowi. Dwoje z nich ma nawet swoich następców – „drugą wersję” oryginału, młodsze pokolenie.
Pierwsi Gwardziści, ilustracja za "Strażnicy", wyd. Egmont.
Skręt w stronę historii alternatywnej (tzw. point of divergence) następuje w świecie Strażników w okolicach roku 1938 i jest zapoczątkowany pojawieniem się wspomnianych przebierańców, którzy – najpierw solo, a potem w grupie (Gwardziści, Minutemen 8) – walcząc z przestępczością zmieniają świat. No, dobrze - przynajmniej ci najpierwsi, traktujący swoją robotę na serio. Bo przecież są tu i tacy, których motywacje są dalekie od altruistycznych. Są i tacy, którzy pracują dla rządu USA. Jedno jest pewne: to nie są krystaliczni bohaterowie, bohaterowie-samo-dobro. Niezrównoważeni. Przewrażliwieni. Wariaci. Zboczeńcy. Naziści. Karierowicze. Indywidua, jakich ze świecą szukać. Tak czy siak, w efekcie ich wątpliwych moralnie działań, niechęci społeczeństwa i policji zostają w 1977 roku zdelegalizowani (tzw. Aktem Keene’a) i odchodzą na emeryturę. Nie wszyscy jednak: jeden nadal przyda się do realizacji tajnych operacji rządowych, drugi zapewni bezpieczeństwo militarne USA, trzeci nie zamierza rezygnować z karania przestępców na własną rękę...
No, dobrze, pora ich przedstawić. Przynajmniej tych kilku, którzy w głównym wątku fabularnym Strażników – tym, który dzieje się w 1985r. - odgrywają kluczową rolę.
Rorschach
Pamiętacie dziwaka w czarno-białej masce z początku tego tekstu? Tego, co to spinał się po szklanym wieżowcu? Antysystemowy koleś, niespecjalnie przebierający w środkach, brutalny i bezwzględny. Akt Keene’a spowodował tylko tyle, że Rorschach zaszył się gdzieś w Nowym Jorku, na własną rękę katując przestępców. Brak jakichkolwiek supermocy. Skąd dziwna ksywka? To ruchome coś, co nasz bohater nosi na twarzy, jako żywo przypomina plansze testu psychologicznego szwajcarskiego psychiatry Hermanna Rorschacha (który z kolei – przynajmniej na zdjęciu zamieszczonym w Wikipedi - jako żywo przypomina Brada Pitta).
Doktor Manhattan
To ten jedyny prawdziwy superbohater. Wypadek w reaktorze czegośtam-o-skomplikowanej-naukowej-nazwie w 1959 zamienił zwykłego naukowca we wszechpotężnego niebieskiego nadczłowieka. To istota, która potrafi chodzić po powierzchni Słońca, teleportować siebie i innych, multiplikować się, tworzyć rzeczy z otaczającej nas materii, zmieniać prawa fizyki – ot, takie tam drobnostki. Widzi swoją przyszłość (w sumie to trochę bardziej skomplikowane: raczej doświadcza czasu w sposób nieliniowy). Nie starzeje się. Właściwie może wszystko – w efekcie, wraz z upływem czasu staje się coraz bardziej nieludzki i oderwany od rzeczywistości. Gwarant bezpieczeństwa USA i czynnik, który zadecydował o wygranej wojnie w Wietnamie. Najnowsze wynalazki i odkrycia, z których powszechnie korzystają amerykanie w 1985r. to właściwie jego zasługa. Pseudonim jest nawiązaniem do projektu Manhattan - amerykańskiego programu badań nad bronią jądrową.
Komediant
O, to prawdziwy bezwzględny i cyniczny sukinsyn. Napakowany twardziel o fizis bandyty. Gwałciciel i degenerat, zbrodniarz i morderca. Najlepszy i najskuteczniejszy agent rządowy, misje specjalne to jego ulubiona rozrywka. Posiadacz żółtej, uśmiechniętej przypinki.
Ozymandiasz
Uznawany za najinteligentniejszego człowieka na Ziemi. Zakochany w sobie narcyz, bogacz, właściciel wielu firm. Wynalazca i wizjoner. Produkuje zabawki z samym sobą i pręży wyrzeźbione ciało w telewizji. Fascynuje go postać Aleksandra Wielkiego i egipscy faraonowie. Przekonany o swojej nieomylności i słuszności swoich poczynań.
Nocny Puchacz II
Zakompleksiony, nieszczęśliwy, samotny i zrezygnowany czterdziestoletni przebieraniec. Potulnie wycofał się z czynnej działalności, uznając ją za dziecinną i śmieszną. Ale ma fajne laboratorium pełne supergadżetów, a jedyny latający superpojazd Strażników to jego własność.
Jedwabna Zjawa II
Córka Jedwabnej Zjawy I. Od urodzenia szkolona przez matkę do roli godnej następczyni, którą nigdy właściwie nie chciała być. Kochanka Doktora Manhattana (sic!) od 16 roku życia (sic!) - sam Manhattan ma wtedy ponad 30 lat (sic!). Nieszczęśliwa w związku z czymś, co już dawno przestało być człowiekiem.
Zwróciliście uwagę, że napisałem o „głównym wątku fabularnym” Strażników? Siła tej powieści graficznej drzemie nie tylko w samej fabule czy rysunkach, ale i w sposobie, w jaki autorzy prowadzą nas przez tę historię. Mamy tu na przykład nieustanne retrospekcje, dzięki którym poznamy pierwszych Gwardzistów. Mamy fragmenty książki pierwszego Nocnego Puchacza, mamy pamiętnik Rorschacha, mamy kapitalnie wplecioną w narrację opowieść o przygodach pewnego pechowego żeglarza (właściwie to po prostu komiks w komiksie). Do świata Strażników zostajemy wrzuceni bez litości i zbędnych tłumaczeń, trafiając od razu na wypadającego przez okno Blake’a. Stopniowo odkrywamy kolejne karty tej historii, sięgamy w przeszłość i zaczynamy rozumieć, że to dziwny świat i… dziwni superbohaterowie.
Kadr z komiksu "Watchmen" (wersja kolorowa) / "Watchmen Noir" (wersja czarno-biała), © DC Comics
Tyle słów już tutaj padło, a właściwie nie wspomniałem jeszcze o fabule. I nie wspomnę. Nie zepsuję Wam przecież przyjemności płynącej ze spokojnego odkrywania tej niesamowitej historii. Co nieco już wiecie, co nieco będziecie musieli zrewidować w trakcie lektury. Zrozumiecie na ten przykład, że te krótkie charakterystyki bohaterów, które przed chwilą przeczytaliście, to ledwie muśnięcie po tym, co przygotowali dla was Moore i Gibbons. Tu nie ma klasycznych szablonów ani łatwych rozwiązań, nie ma też podziału na klasycznych złych i klasycznych dobrych. Co i dlaczego ukrywa się pod maską? Przed czym maska chroni? Co uwalnia? Czasem będzie brutalnie, czasem będzie absurdalnie. Czeka was też sporo niespecjalnie przyjemnych konstatacji na temat kondycji człowieka i społeczeństwa. Co i ile można poświęcić w ramach dobra ludzkości? Czy można tuszować prawdę w ramach większego dobra? Czym jest w ogóle to całe mniejsze zło? Zapewniam, że odkładając komiks na półkę zostaniecie z przekonaniem, że właśnie przeczytaliście coś wyjątkowego.
Kadr z komiksu "Watchmen" (wersja kolorowa) / "Watchmen Noir" (wersja czarno-biała), © DC Comics
Zamiast opowiadać o fabule i sugerować, jak macie odczytywać Strażników, wolę skupić się ponownie na kwestiach technicznych, a właściwie ciekawostkach.
1.Pierwsze zeszyty Strażników ukazały się w roku 1986. W 1987 ukazało się pierwsze zbiorcze wydanie całości. Wydawcą był DC Comics. Oznacza to, że komiks powstał 34 lata temu. Wtedy było to prawdziwe wydarzenie – nikt wcześniej nie przedstawiał w taki sposób „obrońców ludzkości”. Dziś już nikogo chyba nie dziwią pokręceni superbohaterowie, którzy mają więcej wątpliwości, niż radości z walki ze złem. I którzy często sprawiają wrażenie niezrównoważonych psychicznie. Wówczas jednak skończyło się Nagrodą Hugo (1988, kategoria: inne formy) i Nagrodą Eisnera (1988, zarówno dla twórców, jak i dla samego komiksu).
2.W pierwotnej formie Strażnicy składali się z 12 zeszytów – w obecnym, kompletnym wydaniu to 12 rozdziałów. Na okładce każdego z nich – całostronicowy obrazek, przedstawiający zbliżenie detalu z pierwszego kadru danej części. W tamtych czasach było to nie do pomyślenia: komiksy o superbohaterach miały zwykle suberbohaterów na okładce.
3.Jeden z rozdziałów – piąty (Groza symetrii), to prawdziwy techniczny majstersztyk. Jest bowiem symetryczny według środkowej rozkładówki (na zdjęciu niżej, w polskim wydaniu to strony 154-155). Plansze budowane są na zasadzie lustrzanego odbicia od środka. Dotyczy to nie tylko układów kadrów na planszach, ale również np. oświetlenia, kolorów etc. Odkrywanie tych podobieństw (po skończonej lekturze) to prawdziwa przyjemność.
Symetryczna rozkładówka w "Grozie Symetrii", "Watchmen" (wersja kolorowa) / "Watchmen Noir" (wersja czarno-biała), © DC Comics
4.Każdy rozdział – oprócz ostatniego - zamyka niekomiksowa część. Czasem jest to fragment fikcyjnej książki W kapturze Hollisa Mansona (jednego z Gwardzistów), czasem jakaś naukowa rozprawka, fragmenty artykułów z gazet ze świata Strażników, a nawet protokół aresztowania jednego z bohaterów czy opinie psychiatryczne. Niesamowicie buduje to klimat tej historii.
5.Ostatnia strona każdego rozdziału przedstawia fragment zegara, którego minutowa wskazówka z każdym rozdziałem coraz bardziej zbliża się do godziny dwunastej. Zegary (szczególnie tzw. Zegar zagłady) i upływający czas to jeden z charakterystycznych elementów tej historii.
6.Warto zwracać uwagę na przejścia między kadrami, sąsiadującymi ze sobą między stronami komiksu. Ostatni kadr strony lubi być twórczo wykorzystany w pierwszym kadrze strony następnej.
7.Wydano dwie "specjalne" wersje Strażników: Noir – wersja czarno-biała oraz tzw. Annotated Edition. Ta druga to wersja Noir z dodatkowymi uwagami na marginesach (ciekawostki, wyjaśnienia, opowieści twórców, wskazanie rzeczy, na które warto zwrócić uwagę). W Polsce dostępna jest wersja klasyczna, kolorowa (odpowiednik wersji Deluxe, z dodatkami w postaci szkiców i innych materiałów). Wersje anglojęzyczne bezproblemowo można nabyć w formie cyfrowej np. w Amazonie. W niniejszej recenji możecie porównać wybrane kadry z wersji kolorowej i czarno-białej.
Kadr z komiksu "Watchmen" (wersja kolorowa) / "Watchmen Noir" (wersja czarno-biała), © DC Comics
Na podstawie komiksu w 2009 roku powstał film o tym samym tytule, którego reżyserem jest Zack Snyder. Film cieszył się uznaniem widzów i krytyków - pewnie głównie dlatego, że przedstawia superbohaterów w innym niż zwykle świetle. Technicznie zrealizowany jest mistrzowsko: sceny wyjęte żywcem z komiksu, świetnie dobrani aktorzy. Niestety, ma też i wady (niedostrzegalne przez kogoś, kto wcześniej nie znał komiksu): najpoważniejsza to brak wierności oryginałowi w końcówce, przez co zmieniło się przesłanie całej historii. Przeszkadzało mi też nadmierne eksponowanie zwinności Rorschacha, sugerujące, że koleś jednak ma jakieś supermoce. Bohaterowie u Snydera są w ogóle zbyt "super" i "dobrzy" - u Moore'a są niejednoznaczni, budzący ambiwalentne uczucia, czasem wręcz odpychający czy żenujący. I rzecz zasadnicza: film mocno spłyca dzieło Moore'a i Gibbonsa, skupiając się na głównym wątku fabularnym. Widowiskowy, wart zobaczenia (ożywione komiksowe kadry robią niesamowite wrażenie) – ale niestety nie zbliżający się do geniuszu literackiego pierwowzoru.
Bez dwóch zdań warta odnotowania jest animowana wersja Strażników: Watchmen The Complete Motion Comic (dostępna na YouTube, oryginalna wersja HD dostępna na Amazon Prime Video). To po prostu „ożywiony” komiks – niektóre sekwencje to prawdziwe mistrzostwo. Rzućcie też okiem na Watchmen: The Enhanced Motion Comic (dostępny na YouTube). Co ciekawe, to fanowski projekt non-profit, na tę chwilę nieukończony, za to fantastycznie udźwiękowiony. Warto też wspomnieć o jeszcze jednej animacji: Tales of the Black Freighter (trailer). Pamiętacie jeszcze, że wspomniałem o wplecionym we właściwą fabułę Strażników komiksie o pewnym pechowym żeglarzu? Tutaj macie go zekranizowanego w całej pełnokrwistej krasie.
W 2019 roku zadebiutował na HBO serial Watchmen, zasłużenie ciepło przyjęty przez widzów. Tytuł może wprowadzać w błąd, bo to de facto sequel komiksu, którego akcja ma miejsce 34 lata po wydarzeniach znanych z oryginalnych Strażników. Jeremy Irons w roli Adrian Veidta i Jean Smart jako Laurie Blake robią świetną robotę, natomiast scenariusz jest więcej niż przyzwoity i zasadniczo ładnie komponuje się z kanoniczną, komiksową wersją tej historii.
To dobre miejsce, aby nadmienić, że Moore był przeciwny filmowaniu swego dzieła i żadna filmowa adaptacja Strażników nie została przez niego zatwierdzona. "Chciałem nadać komiksom wyjątkowe miejsce, kiedy je tworzyłem. Chciałem pokazać, jakie możliwości daje medium komiksowe - filmy to coś całkowicie innego” 10. „Są rzeczy, które zrobiliśmy ze Strażnikami, które mogą zadziałać tylko w komiksie i faktycznie zostały zaprojektowane tak, aby pokazać rzeczy, których inne media nie mogą.” 11 Krótko mówiąc, Moore uważa, że jego powieści graficzne są nieprzekładalne na język filmowy. Jeśli najpierw przeczytacie komiks, a potem oglądnięcie filmową adaptację Snydera, przekonacie się, że ma rację. I zrozumiecie - jeśli jakimś cudem jeszcze tego nie dostrzegaliście - jakim niesamowitym medium jest komiks i jakie daje możliwości.
Kadr z komiksu "Watchmen" (wersja kolorowa) / "Watchmen Noir" (wersja czarno-biała), © DC Comics
Komiksowa historia Strażników nie kończy się na jednej tylko powieści graficznej. W 2012 roku, 26 lat po premierze oryginału, powstały prequele (seria Before Watchmen), kilka lat później, w 2017r. - sequel (Doomsday Clock). Autorami żadnego z tych projektów i wchodzących w ich skład zeszytów nie są już jednak Moore i Gibbons. Więcej nawet: Moore i w tym przypadku nie był zadowolony z pomysłu powrotu do stworzonego przez siebie uniwersum i mocno go krytykował. Czy słusznie? Nie odważyłem się sięgnąć po żaden z tych komiksów, bo - podobnie jak Moore - uważam Strażników za dzieło skończone i kompletne.
Jak zdążyliście się już przekonać, wraz z upływem lat oryginalna, kultowa już powieść graficzna Moore’a i Gibbonsa nie tylko stała się pożywką i inspiracją dla innych komiksów (dekonstrukcja mitu superbohatera, polityczne zaangażowanie, te sprawy), ale i sama mocno zakorzeniła się w kulturze. Film fabularny, filmy animowane, sequle i prequele komiksowe, serial HBO. Tym bardziej warto sięgnąć po oryginał. Przekonacie się, że poruszane w nim tematy nie tylko się nie zestarzały, ale i nadal pozostają aktualne. Dziś, w świecie kontroli i wszędobylskiej elektroniki, w świecie, w którym łamane są prawa człowieka, w świecie, w którym politycy za nic mają Konstytucję – w tym świecie być może nawet głośniej, niż kiedykolwiek wcześniej, należy pytać: Quis custodiet ipsos custodes? Who watches the watchmen? Któż pilnować będzie samych strażników? ■
bert
Psssst!? Jesteś tu jeszcze? Może napiszesz kilka słów od siebie? Są już pierwsze komentarze, z pewnością będzie Ci raźniej. Zapewniam, że nic tak nie cieszy piszącego (mnie, znaczy się), jak dobre słowo. Albo i niekoniecznie dobre. Albo każde inne... To co? Przeskakujemy do komentarzy?
-
Pomyśleliście pewnie, że to taka niewinna przenośnia. Nic bardziej mylnego: w W 1993 roku, w swoje czterdzieste urodziny, Moore otwarcie zadeklarował, że zostaje... magiem ceremonialnym. Stało się podobno w efekcie pracy nad "Prosto z piekła" (ang. From Hell), kiedy to zetknął się z symboliką masońską i okultyzmem. Podoba mi się to, co w tym kontekście mówi o zawodzie pisarza: "Uważam, że magia jest sztuką, a sztuka, niezależnie od tego, czy to muzyka, pisanie, rzeźba, czy jakakolwiek inna forma, jest w istocie magią. Sztuka, podobnie jak magia, to nauka o używaniu symboli, słów lub obrazów w celu osiągnięcia zmian w świadomości... I faktycznie, rzucenie zaklęć to po prostu literowanie, manipulowanie słowami, wpływ na zmysły - i właśnie dlatego wierzę, że artysta lub pisarz to ktoś, kto współcześnie jest najbliższy definicji słowa szaman." (film dokumentalny The Mindscape of Alan Moore, cytat za angielską Wikipedią, tłumaczenie własne). ↩
-
Kamila Tuszyńska, "Narracja w powieści graficznej", Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2016. ↩
-
Słownik Języka Polskiego definiuje komiks tak: "historyjka obrazkowa z tekstem, zwykle o charakterze sensacyjnym lub humorystycznym". Ciekawsze definicje znajdziecie w Słowniku terminów literackich Michała Głowińskiego i w Poetyce Adama Kulawika (tu jest nawet mowa o komiksie jako "smutnym fenomenie kultury"). Obie cytuje Tuszyńska w Narracji w powieści graficznej. ↩
-
SG. Marchese, "Leggere Hugo Pratt. L’autore di Corto Maltese tra fumetto e letteratura", Tunué, Latina 2008, s. 4. Cytat i tłumaczenie za Kamila Tuszyńska, "Narracja w powieści graficznej". ↩
-
Mimo tego, że jestem zadeklarowanym Kindle'owcem, nie toleruję komiksów w formie elektronicznej – chyba że twórcy jasno określają, że medium docelowe to elektronika (ekran). Jestem w tym zakresie konserwatystą – należy z nimi obcować w takiej formie, w jakiej twórcy chcieliby je widzieć. Podobnie rzecz się ma z książkami dla dzieci. Skład, typografia, obrazki, kolory - tam wszystko ma swoje znaczenie. Wyjątek robię tylko wtedy, kiedy komiks nie jest dostępny na rynku polskim. Nie oznacza to jednak automatycznie, że taka lektura sprawia mi jakąś specjalną przyjemność - bo niestety nie sprawia. ↩
-
Ciekawe omówienie siatek i ich układu w kontekście narracji graficznej znajdziecie np. w eseju Gavaler, C., 2018. "Undemocratic Layout: Eight Methods of Accenting Images.", The Comics Grid: Journal of Comics Scholarship, 8, p.8. DOI: http://doi.org/10.16995/cg.102. ↩
-
W wersji angielskiej to po prostu costumed adventurers albo costumed crimefighters. ↩
-
W przypisach do polskiej wersji Strażników można znaleźć informację, że angielski termin Minutemen nie ma dokładnego polskiego odpowiednika. Bohaterowie komiksu zapożyczyli nazwę swojej grupy z historii USA. Była to doborowa jednostka straży obywatelskiej (milicji) we wczesnej historii Stanów Zjednoczonych. Minutemeni słynęli ze swojej mobilności - często jako pierwsi zjawiali się na polu bitwy. Formacja ta pojawiła się w połowie XVII wieku w Massachusetts, odegrała dużą rolę podczas amerykańskiej wojny o niepodległość. ↩
-
Niżej wspomnę o filmie, który powstał na podstawie tego komiksu. Tam twórcy jeszcze dosadniej i mało subtelnie (acz widowiskowo) zaakcentowali różnice między naszym światem a światem „komiksowym”. Już na początku, w czołówce, wykorzystano amerykańskie fotografie-ikony, które kojarzy pewnie nie tylko każdy statystyczny Amerykanin. Ożywiono kadry, na których fotografowie uwiecznili historyczne momenty i… pokazano wydarzenia niezgodnie z prawdą. Przyznaję, że zabieg jest mistrzowski, a samej czołówki raczej nie da się zapomnieć. ↩
-
Dent, Nick (March 2009). "Alan Moore – Writer of Watchmen". Time Out Sydney. Cytat za angielską wikipedią. Tłumaczenie własne. ↩
-
Gopalan, Nisha (July 16, 2008). "Alan Moore Still Knows the Score!". Entertainment Weekly. Cytat za angielską wikipedią. Tłumaczenie własne. ↩
Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).
Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.
Artur
Wysłano 27 sierpnia 2024 o 23:00Ciekawa recenzja, zapoznawałem się ze światem Watchmen "od d... strony" czyli najpierw film z 2009, potem serial HBO a na końcu zbiorcze wydanie Egmonta wszystkich zeszytów i cóż, zaraz po skończonej lekturze zamówilem to by zobaczyć czy utrzymali klimat oryginału, jeszcze nie czytałem. Świat Watchmen bardzo mi się podoba lecz nie mogę się pogodzić z zakończeniem komiksu, wydaje mi się niekonsekwentne, Dr Manhattan był humorzasty, Rorchacha odsyłał swoimi mocami za drzwi gdy ten zadał o jedno pytanie za dużo zaś na końcu Veidtowi wybaczył wszystko łącznie z próbą unicestwienia siebie samego. Przeciez równie dobrze mógł go zabić a utrzymać w tajemnicy jego dzieło. Wiadomo, nie lubił Rorchacha (jak każdy) a z Veidtem współpracował pewnie bliżej.
Bert Autor
Wysłano 01 września 2024 o 12:46Dzięki za ten komentarz! Doceniam, kiedy czytelnik ma swoje zdanie, kiedy coś mu się nie podoba, kiedy ma własne uwagi i tak "wkręcił się" w historię, że nie może się pogodzić z tym, co zaproponował autor. Niestety, nie będę w stanie podyskutować z Tobą o konkretach (a szkoda!) - "Strażników" czytałem cztery lata temu, w międzyczasie inne komiksy Moora (na ten przykład "Ligę Niezwykłych Dżentelmenów") i obawiam się, że już tak dokładnie, jak Ty nie pamiętam, jak Moore zakończył tę konkretną historię... Natomiast bardzo jestem ciekaw, czy seria "Strażnicy: początek" przypadła Ci do gustu. Nie odważyłem się po nią sięgnąć do dziś.