Nekrosfera

Krążownik kosmiczny "Niezwyciężony" ląduje na planecie Regis III w konstelacji Liry. Misja, którą ma do wykonania, jest nie tylko niełatwa, ale i niebezpieczna: należy odszukać bliźniaczy statek "Kondor", który przed kilku laty wylądował na tej pustynnej, niezbadanej wcześniej planecie. Statek, z którym łączność urwała się tuż po lądowaniu i który najwyraźniej zniknął bez śladu razem z ludźmi, którzy przybyli na jego pokładzie.

Recenzja: Niezwyciężony, Rafał Mikołajczyk, Stanisław Lem

Być może byłby to doskonały początek historii à la "Obcy" (bardzo lubię tę serię filmów), w której, upraszczając, bohaterowie uganiają się za oślizgłymi potworami i vice versa, gdyby nie jeden szczegół. Autorem Niezwyciężonego, literackiego pierwowzoru komiksu, jest Stanisław Lem. Czytaj: sięgając po powieść Lema decydujemy się na literaturę hard-sf z lat 60. XX wieku, wypełnioną nie tylko kosmicznymi dekoracjami i zapierającymi dech w piersi wizjami obcych światów, ale również opowiadającą o dramatach ludzi w obliczu Nieznanego i, przede wszystkim, opierającą się na naprawdę intrygującym koncepcie. Wiecie, takim z gatunku: naukowy. Nie ma zmiłuj się. Tutaj fizyka jest fizyką, biologia - biologią, ewolucja – ewolucją, zaś prym wiodą naukowcy i ich intrygujące hipotezy.

Zastanawiacie się, jak wygląda taka literatura sf z połowy ubiegłego wieku? No cóż, pełna jest sformułowań typu mózg elektronowy, cybernetyczny, taśmy programowe, tabletki podniecające..., bohaterowie mają dziwnie brzmiące nazwiska, zaś czyta się ją tak:

„Niezwyciężony”, krążownik drugiej klasy, największa jednostka, jaką dysponowała baza w konstelacji Liry, szedł fotonowym ciągiem przez skrajny kwadrant gwiazdozbioru. Osiemdziesięciu trzech ludzi załogi spało w tunelowym hibernatorze centralnego pokładu. (...) Przez jakiś czas w całym statku panowała martwa cisza. (...) Potem światełka zaczęły mrugać do siebie z pulpitów oblanych różem dalekiego słońca, które stało w środkowym ekranie.Taśmy ferromagnetyczne ruszyły, programy wpełzały powoli do wnętrza coraz to nowych aparatur, przełączniki krzesały iskry i prąd wpływał w przewody z buczeniem, którego nikt nie słyszał. Motory elektryczne, przezwyciężając opór od dawna zastygłych smarów, ruszały i z basów wchodziły na wysoki jęk. Matowe sztaby kadmu wysuwały się z pomocniczych reaktorów, pompy magnetyczne tłoczyły płynny sód w wężownice chłodzenia, blachami rufowych pokładów poszło drżenie, a zarazem słaby chrobot we wnętrzu ścian, jak gdyby grasowały tam całe stada zwierzątek i stukały pazurkami o metal, zdradził, że ruchome sprawdziany samonaprawcze ruszyły już w wielokilometrową wędrówkę, aby kontrolować każde spojenie dźwigarów, szczelność kadłuba, całość metalowych złącz. Cały statek wypełniał się szmerami, ruchem, budząc się, i tylko jego załoga jeszcze spała.

Stanisław Lem, Niezwyciężony

Swoją drogą uważam, że jest to jeden z najpiękniejszych początków powieści sf, jaki przyszło mi czytać.

Animowany trailer "Niezwycięzonego" // Animacja: Rafał Mikołajczyk, Muzyka: Płetwonurki szczurki

Sięgając po Niezwyciężonego, Rafał Mikołajczyk musiał mieć świadomość, że opowieść Lema jest wybitnie filmowa: to doskonały materiał na scenariusz. Fabuła jest świetnie skonstruowana i intrygująco prowadzona, jej bohaterowie (szczególnie Horpach – astrogator, dowódca misji i Rohan – jego zastępca i nawigator) świetnie sportretowani, nie brakuje widowiskowych scen, napięcia (również między bohaterami) i emocji. Do tego duszna atmosfera tajemnicy, w której wraz z odkrywaniem kolejnych faktów robi się coraz bardziej niepokojąco, dramatycznie, niezrozumiale i… obco.

Kadry z komiksu Niezwyciężony, grafika: Rafał Mikołajczyk

Kadry z komiksu "Niezwyciężony", grafika: Rafał Mikołajczyk

O powieści Lema piszę oczywiście nie bez powodu. Komiks Rafała Mikołajczyka jest bowiem wierną adaptacją tej niesamowitej książki. Podobieństwa zaczynają się już od warstwy językowej: te same zdania i lekko już archaiczny język, dialogi „żywcem” wyjęte z powieści - autorowi udało się zachować lemowski klimat fantastyki lat sześćdziesiątych. Tu ważna uwaga: mimo że od pierwszego wydania powieści minęło 55 lat, zarówno dekoracje, jak i techniczne pomysły Lema nie wydają się śmieszne! Sama historia - zupełnie przyzwoicie wykonana "maszynka" narracyjna, osnuta na niefikcyjnym problemie 1 - też jest identycznie opowiadana, zachowany został nawet podział na rozdziały o tych samych tytułach. Dostrzegłem jedynie dwie różnice. Pierwsza z nich, najbardziej rzucająca się w oczy, ale jednocześnie usprawiedliwiona i zgrabnie przez autora uzasadniona 2 dotyczy pełnych skafandrów, w których poruszają się komiksowe postaci poza statkiem. U Lema ludzie oddychają przez maski zakładane na twarz (konkretnie: maska z ustnikiem plus butla z tlenem): warunki panujące na Regis III są przecież zbliżone do ziemskich. Druga zmiana natomiast jest subtelniejsza: u Lema Rohan wyrusza na poszukiwania wyposażony w specjalny ukryty aparacik nagłowny, którego zadaniem jest zakłócać fale mózgowe. U Mikołajczyka nawigator musi radzić sobie sam. 4

Każdy człowiek musiał wiedzieć, że inni nie zostawią go – w żadnych okolicznościach. Że można przegrać wszystko, ale trzeba mieć załogę na pokładzie – żywych i umarłych.

Stanisław Lem, Niezwyciężony

Ustalmy to od razu: komiks to wizualne arcydzieło. To o tyle zaskakujące, że wyszło spod ręki człowieka zupełnie nieznanego w branży 3. Powiem więcej: to właśnie pierwsze, publikowane na zachętę plansze tak mnie zachwyciły (historię znałem przecież dobrze), że nie wahałem się ani chwili i komiks zamówiłem w przedsprzedaży. Było to o tyle ryzykowne, że grube tomiszcze zostało wydane przez debiutujące na rynku wydawnictwo Booka. Wydawnictwo, dodajmy, którego autor jest współwłaścicielem (razem z ilustratorką Klaudyną Sułek). Tak, znaczy to dokładnie to, o czym myślicie: facet trzy lata plansze rysował, a potem sam sobie książkę wydał. Kiedy w końcu paczka do mnie dotarła (wydawnictwo miało problemy z drukiem) i wziąłem opasłe (236 stron), solidne, ciężkie i pachnące farbą drukarską tomiszcze do ręki… Powiem tak: naprawdę nie mogłem marzyć o lepszej wizualizacji pomysłów Lema. Więcej nawet: myślę, że i sam Lem byłby zachwycony.

Oszczędne kolory i kontrastowe czernie oczarowują. Dominują kolory planety: czerwień, pomarańcz, fiolet; na statku natomiast jest niebiesko. W kadrach: ostre światło i głębokie, długie cienie. Matowy papier z jakimiś błyszczącymi drobinkami. Surowa, pełna technicznych detali kreska, doskonale pasująca do tego surowego, pustynnego świata. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że grafika przypomina mi to, co ze swoim Hellboy'em wyczynia Mike Mignola 5. Kontrastowe kadry, ostro zarysowane, czarne sylwetki, często na tle mocnego światła. Jako że styl Mignoli to zdecydowanie moje klimaty, nie dziwię się, że Niezwyciężony Rafała Mikołaczyka tak bardzo przypadł mi do gustu.

Wybrane plansze komiksu, rysunki: Rafał Mikołajczyk

Nie za dużo napisałem o samej fabule powieści/komiksu - celowo, bo nie chciałbym psuć przyjemności płynącej z odkrywania tajemnic Regis III. Warto natomiast zaznaczyć, że pod efektowną warstwą wierzchnią Lem skrywa zasadnicze pytania o kondycję moralną człowieka i o jego stosunek do świata. Czy komiks oddaje tę głębię równie dobrze, jak powieść? Mikołajczyk poświęcił całkiem sporo kadrów na rozmowy, rozważania i przemyślenia członków załogi Niezwyciężonego - siłą rzeczy nie był jednak w stanie poświęcić im tyle miejsca, ile poświęca im Lem. Tak czy siak, komiks nie sprowadza się li tylko do pędzącej naprzód akcji. Brawo!

Nie ze zgrozą, ale z pełnym oszołomienia podziwem uczestniczył przed chwilą w tym, co się stało. Wiedział, że żaden z uczonych nie będzie zdolny podzielić jego uczuć, lecz chciał wrócić (...) jako człowiek, który będzie się domagał pozostawienia planety nietkniętą. Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas – pomyślał (...).

Stanisław Lem, Niezwyciężony

Co tu dużo mówić: ten komiks to zdecydowany must have dla wielbicieli zarówno hard sf, jak i dzieł Lema. Na półce ustawię go obok "Wiecznej Wojny" Marvano/Haldemana. Mówiąc wprost: jestem zachwycony. I polecam gorąco. ■

Niezwyciężony w Audiotece

Niezwyciężony w Audiotece

Istnieje jeszcze jedna, fantastyczna adaptacja Niezwyciężonego. To audiobook - superprodukcja Audioteki w niesamowitej oprawie, zrealizowana w technice binauralnej. Futurystyczne słuchowisko, pełne dziwnych, elektronicznych dźwięków, wiejącego pustynnego wiatru i pikania urządzeń w pustych przestrzeniach statku kosmicznego. W rolach głównych wystąpiła plejada wyśmienitych aktorów - wspomnę tylko o Danielu Olbrychskim, Marcinie Kowalczyku, Arkadiuszu Jakubiku, Mirosławie Zbrojewiczu czy Eryku Lubosie.

Najbardziej kontrowersyjną decyzją reżysera i producentów wydawało się jednak obsadzenie w roli narratora Krystyny Czubówny, kojarzonej przede wszystkim z filmami przyrodniczymi. Jej charakterystyczny głos idealnie nadaje się do opowiadania o życiu zwierzątek na sawannie - czy sprawdził się w skrajnie technologicznym świecie przyszłości? To chyba największa niespodzianka tego audiobooka: Czubówna czyta świetnie! Jej klimatyczny głos idealnie pasuje do przestrzeni dźwiękowych, które wygenerowali fachowcy od dźwięku ze Stereotyp Studio.

Wyjątkową atmosferę podkreśla dodatkowo dziwna, nowoczesna, elektroniczna muzyka zespołu Ścianka, która towarzyszy nam praktycznie bezustannie podczas wizyty na planecie Regis III. Atmosfery zaś nagrywane były między innymi w Kopalni i Elektrowni Bełchatów, MPWiK w Warszawie i w warszawskim metrze.

Podobał wam się Niezwyciężony w wersji audio? Co powiecie na jeszcze jednego, wyjątkowego audiobooka na podstawie najprawdopodobniej najbardziej znanej powieści Lema? Mowa oczywiście o Solaris. Zapraszam do lektury krótkiej notatki, którą znajdziecie tu.

bert

Psssst!? Jesteś tu jeszcze? Może napiszesz kilka słów od siebie? Kilka komentarzy już jest, dołączysz do dyskusji? Zapewniam, że nic tak nie cieszy piszącego (mnie, znaczy się), jak dobre słowo. Albo i niekoniecznie dobre. Albo każde inne... To co? Przeskakujemy do komentarzy?

/ przypisy /
  1. Cytat pochodzi z komentarza Lema do "Niezwyciężonego" .  ↩

  2. (...) w powieści postacie przebywające poza statkiem miały maski tlenowe, które zasłaniały sporą część twarzy, co w komiksie byłoby problematyczne ze względu na pokazanie mimiki, emocji postaci. Musiałem to zmienić i w tym przypadku zastąpiłem owe maski przezroczystymi hełmami. - mówi autor w wywiadzie dla IGN Polska.  ↩

  3. Rafał Mikołajczyk to pochodzący ze Śląska grafik i ilustrator. Pracował w jednej z agencji reklamowych w Warszawie. Więcej znajdziecie we wspomnianym już wywiadzie dla IGN Polska.  ↩

  4. To oczywiście bardzo uproszczony opis, bo nie chcę zdradzać zbyt wiele. Że już nie wspomnę o tym, że przydatność aparaciku - nawet u Lema - jest mocno dyskusyjna...  ↩

  5. Nie zrozumcie mnie źle: to nie o to chodzi, że Rafał Mikołajczyk kopiuje styl Mignoli, raczej dokładnie o to, co napisałem: jego styl miejscami PRZYPOMINA mi rysunki tego wybitnego amerykańskiego grafika i autora.  ↩

Poprzednia recenzja„Ten Obcy”
Następna recenzja„Zniknięcie”
13 komentarzy
erwin44
Wysłano 02 stycznia 2020 o 01:27

To jak spełnienie marzeń człowieka kochającego sci fi. Kreska w poważnym stylu oraz klimat ciemności i surowości muszą tworzyć immersję idealną. Recka świetna, nie ma obaw że treść uproszczono prawie do zera kosztem akcji, jak i o samo wydanie komiksu.

bert
Wysłano 03 stycznia 2020 o 12:24

O tak, coś w tym jest: " spełnienie marzeń człowieka kochającego sci fi". Czuję tak samo :)

Darek
Wysłano 25 grudnia 2020 o 19:47

Pierwszą zmianę rozumiem. Ale czemuż ach czemu druga zmiana?! Niepotrzebna, moim zdaniem, zmieniająca całkowicie klimat końcówki. Sztuczna i wcale nie kosmetyczna, a bardzo istotna.
Całość - super. Rysunki - jak dla mnie, bomba. Film promocyjny - dzieki niemu kupiłem. Treść - :-). Ale drugiej zmiany nie moge przeboleć...

bert
Wysłano 25 grudnia 2020 o 20:32

O, ciekawy komentarz :) Zobacz, napisałem w recenzji - właściwie: w przypisie 4 - tak: "Że już nie wspomnę o tym, że przydatność aparaciku - nawet u Lema - jest mocno dyskusyjna...". Chyba pora się z tego wytłumaczyć :)

### UWAGA! MOCNO SPOILERUJEMY W PONIŻSZYCH KOMENTARZACH. ###
### CZUJCIE SIĘ OSTRZEŻENI! ###

Sięgam w takim razie do książki, do fragmentu, w którym Rohan dyskutuje z astrogatorem: "Lauda uważa, że chmura odróżnia normalnych od porażonych dzięki różnicy aktywności elektrycznej mózgu. U porażonego mózg wykazuje taką aktywność jak u noworodka. A w każdym razie bardzo podobną. Zdaje się, że właśnie w takim osłupieniu, w jakie popadłem, obraz jest dosyć podobny. Sax przypuszcza, że można by sporządzić cienką metalową siateczkę, którą ukryłoby się we włosach... wysyłałaby słabe impulsy, takie właśnie jak mózg porażonego. Coś w rodzaju "czapki niewidki". Że w ten sposób można by się maskować przed chmurą. Ale to tylko przypuszczenie. Nie wiadomo, czyby się udało."

Przed samą finalną akcją zainteresowani rozprawiają:
"W wypadku gdyby chmura... zainteresowała się tobą, musisz się nieruchomo położyć na ziemi. Myślałem o jakimś preparacie na taki wypadek, ale działałby ze zbytnim opóźnieniem. Pozostaje tylko ta osłona głowy, ten symulator prądowy, o którym mówił Sax...
- Czy coś takiego już jest...? - spytał Rohan. (...)
- Nie. Ale można to zrobić w ciągu godziny. Siateczka ukryta we włosach. Aparacik generujący rytmy prądowe będzie wszyty w kołnierz kombinezonu. Teraz... dam ci godzinę czasu."


I właśnie dlatego napisałem o "dyskusyjności" przydatności aparaciku. Chłopaki na szybko klupią coś, co w żaden sposób nie jest przetestowane, nie mają żadnej pewności, dlaczego Rohan wcześniej ocalał ("doktor Sax wyraził przypuszczenie, że Rohan ocalał, ponieważ ogarnął go "stupor""), nakładają mu tę siatkę na głowę... a dalej już wiesz.

Rodzą się pytania: czy to naturalne zdolności Rohana pozwoliły mu przetrwać? Czy może "maszyny" odpuściły, aktywnie ucząc się przez kolejne spotkania z ludźmi? A może faktycznie zadziałał aparacik? Lem nie daje łatwej ani gotowej odpowiedzi...

Jak uważasz? :)

Darek
Wysłano 26 grudnia 2020 o 13:20

No nie spodziewalem sie aktywnej dyskusji w rok po premierze :-) a wiec, skoro juz spojlerujemy, nie wiem czemu chmura odpuściła i jakie "misterium" rozegralo sie przed oczami Rohana, ani czemu przetrwal on pierwsze spotkanie. Czy chmura poczula "empatię" dla "chrząszcza" lub pożałowała wczesniejszej destrukcji istot wysoko inteligentnych (jak ich poprzedni panowie?) - wątpię. Ale medytacja?! Wprawienie *się* w nastrój tybetanskiego mnicha na życzenie, jako broń przeciw chmurze? Tego by nawet wytrenowany ninja nie osiagnał. Odpowiedzi Lem nie daje, jak prawie zawsze, ale dla mnie - wprowadza to element "duchowosci" akurat niepotrzebny w techniczno-filozoficznym świecie stworzonym w umyśle mistrza.

bert
Wysłano 26 grudnia 2020 o 17:59

W komiksie, jako się rzekło, nie ma "aparaciku" ani żadnej "siateczki" na głowę - jest sugestia, że "gdyby chmura zainteresowała się tobą, musisz popaść w stan osłupienia, o którym mówił Lauda". Krótko mówiąc, uważam, że Mikołajczyk słusznie odczytał ideę "aparaciku" - to po prostu nie miało znaczenia...

Nie bardzo rozumiem, o jakiej "medytacji" mówisz. Stan Rohana, zarówno w książce, jak i w komiksie, przyrównałbym do połączenia rezygnacji ze skrajnym zmęczeniem. Jemu po prostu jest wszystko jedno... i raczej jest biernym obserwatorem tego, czego doświadcza. Jest sam, więc próbuje jakoś sobie to wszystko w głowie poukładać... Medytacji ala tybetański mnich jednak nigdzie nie dostrzegam :) Coś przeoczyłem? :)

PS. Wstawiłem ostrzeżenie o spoilerach, możemy aktywnie i konkretnie dyskutować :)

Darek
Wysłano 26 grudnia 2020 o 20:01

Chodzi mi o to, ze zamiast zostawic siateczke-niewidke, ktora nic by w rysunkach nie zmienila, autor swiadomie *wprowadzil* nowy, malo realistyczny element i to jeszcze, moim zdaniem, malo konsekwentnie.
1. jak piszesz: Horpach mowi Rohanowi, ze jakby co, to ma popasc w stan oslupienia. Oslupienie na zyczenie? Ok. Pozycja a'la zazen mi sie skojarzyla. W opowiadaniu - leżał po upadku i tylko ułożył się wygodniej, nie zdążywszy sprawdzic ostatni raz czy aparat działa. I faktycznie, w tamtym momencie nakazując sobie ów bezwład. Nie wiemy tez czy zadzialal bezwlad czy aparacik, ale! przy drugim spotkaniu Rohan juz sprawdzil czy czuje pod palcami miarowe cykanie.
2. Pierwsze spotkanie z chmura i "ha, ha oszukalem Cie". No ok. Rowniez faktycznie, po pierwszym spotkaniu Rohana ogarnął śmiech, ale jak go odczytuję jako reakcje trochę histeryczną a nie satysfakcje z wyprowadzenia kogoś w pole.
3. No i w koncu drugie spotkanie z chmura - 3 strony intensywnych rozmyślań. W stuporze? W osłupieniu? Neurologiem nie jestem ale tam coś mowili o aktywnosci mozgu przypominajacej altywnosc dziecka? O ileż czystsze jest rozwiazanie z siatką-niewidką pod którą mozna rozmyślac do woli. I, jak mowilem, nie wplywające na warstwe wizualną. Ergo - niepotrzrbne, nieuzasadnione. Maski na hełmy - rozumiem. A tu wystarczyło zostawic tak jak jest w oryginale. I dlatego nie moge przebolec. I dlatego chcialbym zrozumiec czemu?

bert
Wysłano 26 grudnia 2020 o 20:33

Twoje trzy punkty jeszcze bardziej utwierdzają mnie w przekonaniu, że właśnie tego zamieszania chciał Lem: nie wiemy, czy ta siateczka była potrzebna, czy nie... Co nie zmienia faktu, że - jak słusznie podkreślasz - autor komiksu z jakiegoś powodu z niej zrezygnował.

Po co? Spróbuję się tego dowiedzieć u źródła i dam znać :)

Darek
Wysłano 26 grudnia 2020 o 21:18

To przekonaj autora, zeby zrobil Solaris :-) kupie w preorderze cale wiaderko.

Mistrza znam tylko przez jego dziela. I patrzac na inne odczytuje, ze nawet w co bardziej absurdalnych historyjkach, Czlowiek czy też Robot poslugiwal sie intelektem i wiedza techniczna. Ponadto Lem był lekarzem. Pisał o rzeczach, ktore mogly byc prawdopodobne. Siatka-niewidka, opukiwacz grobów, czujnik olfaktometryczny sa dla mie po prostu bardziej fizycznie prawdopodobne, niz blyskawiczne wprowadzenie sie w stupor (bo srodki chemiczne sa zbyt wolne) i jednoczesnie prowadzenie intensywnych filozoficznych rozmyslan w tym stanie...

No postawilbym spore pieniadze na to, ze siateczka pomogla przemycic rozwazania i emocje w czasie bycia niewidocznym dla chmury :-)

bert
Wysłano 26 grudnia 2020 o 21:45

Tak, zgadzam się - takie konkretne, "fizyczne" rozwiązania są po prostu milej widziane w świecie twardej sf :)

O, "Solaris" też brałbym bez zastanowienia :) Jednak kolejny komiks to będzie adaptacja "Kongresu Futurologicznego": "Oficjalnie potwierdzamy, zdecydowaliśmy wziąć na warsztat kolejną powieść Stanisława Lema i zobaczymy co z tego wyjdzie. Powieść zupełnie inną od "Niezwyciężonego", ale wręcz emanującą obrazami. Aktualnie jesteśmy na etapie stworzenia wstępnego scenariusza, a tekst nie jest tu tak przychylny jak w przypadku "Niezwyciężonego", zwłaszcza 2 część, która składamy jak układankę. Czy uda nam się oddać klimat i podać go z wdzięczną, lemowską groteską? Postaramy się." //25.11.2020, profil Booka, FB

Rafał M.
Wysłano 27 grudnia 2020 o 21:24

Dzień Dobry Wieczór,
widzę że zrobiła się mała "burza mózgów" :) nad słusznością lub niesłusznością usunięcia aparacika z głowy Rohana. No cóż, pominąłem ten element właściwie z dwóch powodów. Pierwszy raczej techniczny; musiałbym rozrysować trochę kadrów pokazujących w jaki sposób taki aparacik miałby działać, a to by niestety mogło osłabić scenę rozmowy Rohana z Horpachem. Drugim powodem tym najważniejszym (jak dla mnie :) była sama skuteczność danego aparacika. Jak wiemy wszelkie działania przeciwko nekrosferze dawały bardzo mierne skutki, wręcz tragiczne. Pamiętajmy, że wysłano przeciwko chmurze, Cyklopa, który miał być idealnym dziełem technologii ziemskiej, który miał rozprawić się z nekrosferą, a wiemy jak to się skończyło. Nie dość, że chmura go prawie zniszczyła to jeszcze obróciła go przeciwko (w pewnym sensie) ludziom. Horpach sam o tym mówił. Tak więc nakładanie aparacika, który nie był przetestowany, nie wiadomo jak by się zachował i czy nie wywołałby odwrotnego skutku do zamierzonego było bardzo niepewne. Dodatkowo sam Horpach stwierdził iż należy wysłać samego człowieka bez żadnej technologii itp. żeby nie ściągać chmury. To miała być konfrontacja człowiek kontra nekrosfera i tylko wejście w stan podobny do stuporu miał być jedyną znaną im formą ochrony. To nie była medytacja ;-)

bert
Wysłano 27 grudnia 2020 o 23:21

Dzięki za wyjaśnienia :)

Korzystając z okazji: adaptacja komiksowa "Kongresu Futurologicznego" to niezłe wyzwanie. Zupełnie nie mogę wyobrazić sobie przeniesienia tej pokręconej lemowskiej fabuły na dymki i rysunki - z tym większą niecierpliwością będę czekał na efekt. Byłem jednym z tych, którzy typowali "Solaris" na Twój następny "komiksowy" cel. Bo - podobnie jak "Niezwyciężony" - ma zarówno potencjał "filmowy", jak i konkretną historię sf do zaoferowania... I właśnie dlatego jeszcze bardziej cieszę się na "Kongres". Jeśli się uda, to będzie prawdziwa, odjechana petarda! :)

Darek
Wysłano 01 stycznia 2021 o 23:54

- Dobra nasza! - rzekł sobie Kwarcowy - byle tylko nie myśleć, a jeśli potrzeba, to myśleć! Tak lub owak - zwyciężyć muszę!

:-)

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Ten Obcy”
Następna recenzja„Zniknięcie”