Pomysł na rozmowę, którą za chwilkę przeczytacie, pojawił się jeszcze w ubiegłym roku. Od kilku miesięcy nieustannie walczyłem z przeciwnościami losu, które uniemożliwiały jej przeprowadzenie. Psuły się komputery, ginęły listy z pytaniami, pliki ulegały nieodwracalnemu uszkodzeniu. Cóż, widocznie tak właśnie miało być - wywiad z ekspertem od Aniołów zamykam właśnie teraz, w tych szczególnych dniach. Rzecz będzie o aniołach i demonach, magii, snach i fantastyce - choć nie tylko.
Maji Lidii Kossakowskiej - Grzędowicz, czyli naszego gościa, przypartego do muru nawałem pytań, wielbicielom fantastyki nie trzeba przedstawiać. Oni na pewno walczyli o numery Fenixa, w których ukazywały się jej opowiadania, Obrońców królestwa mają na półce z ulubionymi książkami, a Siewcę Wiatru czytają sobie do poduszki. Tym wszystkim jednak, którzy o Maji nie słyszeli, należy się kilka słów wstępu.
Autorka w całej krasie
Maja Lidia Kossakowska (wł. Maja Lidia Korwin Kossakowska - Grzędowicz - jedna z tytularnych właścicieli Pałacu Kossakowskich), absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, magister archeologii śródziemnomorskiej. Wcześniej ukończyła Liceum Sztuk Plastycznych. Znak zodiaku: Ryby (jak sama określa - akwariowe, spokojne, łagodne). Z zawodu "wolny strzelec" - realizuje programy w TV, pisze wiersze i maluje obrazy. Debiutowała w 1996 roku opowiadaniem Mucha. Otrzymała Nagrodę Pisarzy SF w kategorii opowiadanie roku 2000 za Beznogiego Tancerza. Została wyróżniona czterema nominacjami czytelników do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla za opowiadania: Sól na pastwiskach niebieskich, Schizma, Beznogi Tancerz i Żarna niebios. W wielu tekstach porusza niezwykłą tematykę aniołów, bardzo ludzkich w swych namiętnościach i słabościach. Im też poświęciła swą powieść pt. Siewca Wiatru.
Autorkę dopadłem mailowo i, nie zrażając się przeciwnościami losu, odpytałem.
Robert 'Bert' Siata: Na Pani oficjalnej stronie internetowej zacytowała Pani słowa J. Austen "Każdy, czy to dżentelmen, czy dama, kto nie znajduje przyjemności w czytaniu dobrej powieści jest nieopisanie ograniczony". Chciałbym zapytać, jaka powieść wg Pani jest dobra? Co decyduje o klasie powieści?
Maja Lidia Kossakowska: Wspomniany cytat znalazł się na mojej stronie nie jako wyraz skrajnego zadufania. Nie chciałam w ten sposób sugerować, że akurat moja powieść jest najlepsza na świecie i musi się wszystkim podobać. Natomiast wysoce irytujący wydaje się modny ostatnio pogląd, że w dziwnym okresie zwanym "dzisiejszymi czasami" inteligentny człowiek ma obowiązek czytać i zachwycać się wyłącznie publicystyką, esejami historycznymi oraz, ostatecznie, tzw. literaturą faktu. Takich czytelników faktycznie jestem skłonna nazwać nieopisanie ograniczonymi. Ludzie od zarania dziejów lubili słuchać opowieści i nie ma w tym nic złego, niewłaściwego czy niegodnego istoty rozumnej.
Na pytanie co decyduje o klasie powieści nie ma, niestety, lepszej odpowiedzi niż styl, fabuła, pomysł, wiarygodni bohaterowie, sposób prowadzenia narracji i kilka innych podstawowych rzeczy, o których z łatwością można przeczytać w licznych podręcznikach z rodzaju "Jak napisać książkę".
R'B'S: Licznych? Znam jedynie "podręcznik" Kinga oraz felietony Kresa (Fenix, potem Galeria Złamanych Piór w SF , wreszcie publikacja w FS) i Pilipiuka (na łamach sieciowego Fahrenheita). Co mnie ominęło?
MLK: Choćby Sztuka pisania - Tajemnice warsztatu pisarskiego odsłaniają: Ernest Hemingway, John Steinbeck, Kurt Vonnegut i inni lub Jak napisać powieść Nigela Wattsa. Zapewniam, że podręczników tego rodzaju naprawdę jest mnóstwo. Z pewnością nikogo nie nauczą naprawdę dobrze pisać, ale pozwolą poznać podstawy warsztatu. A to istotne. Wielu początkujących literatów zapomina, niestety, że pisanie to nie tylko misja, powołanie i potrzeba serca, lecz przede wszystkim porządne rzemiosło. Dlatego warto czytać i uczyć się od najlepszych. Także spoza branży, jaką samemu chce się uprawiać. Człowiek, który próbuje zająć się pisarstwem, nawet jeśli zamierza ograniczać się wyłącznie do fantastyki. powinien być obyty także z dobrą literaturą obyczajową, wojenną, sensacyjną czy historyczną. To niezbędne, a czasami bardzo pomocne.
R'B'S: Nasuwa się pytanie: czy Siewca Wiatru w oczach autorki to powieść dobra? Czy pisząc Siewcę dzisiaj zrobiłaby to Pani inaczej?
MLK: Nie ma chyba pisarza, który po wystukaniu na klawiaturze słowa KONIEC nie znalazłby w książce jakichś błędów lub fragmentów, które pragnąłby zrobić lepiej. W wypadku Siewcy Wiatru mogę tylko powiedzieć, że starałam się napisać tę powieść najlepiej jak potrafiłam.
R'B'S: Recenzenci Siewcy Wiatru uważają Pani powieść za przegadaną i słabszą od opowiadań, w których osiągnęła Pani prawdziwe mistrzostwo. Woli Pani pisać opowiadania czy powieści?
MLK: Na szczęście pisarz pisze swoje książki nie dla recenzentów, lecz czytelników, a ci mnie nie zawiedli, co sprawia mi wielką radość. Zresztą dalece nie wszyscy recenzenci byli tak nieprzychylni.
Zdecydowanie wolę pisać powieści. Lubię zamknąć się na dłuższy czas w konkretnym świecie i opowiedzieć złożoną historię dotyczącą jednego lub kilku bohaterów. Nie czuję się w żadnym wypadku "pisarką opowiadań". Tworzenie wyłącznie krótkich form i publikacja, na przykład w pismach branżowych, to dobry sposób na zaistnienie, na debiut. Ja mam już ten etap za sobą. Co nie znaczy, że zrezygnuję z opowiadań w ogóle. Pisuję regularnie do różnych antologii i przyznam, że to przyjemne zajęcie. Jednak zdecydowanie stawiam na powieść.
Skrzydlaty z okładki powieści "Siewca wiatru"
R'B'S: Okładkę Pani powieści zdobi ilustracja Piotra Cieslińskiego. W plebiscycie FS okładka ta została uznana za najbardziej fantastyczną okładkę FS. Podobają się Pani obrazki ilustrujące Siewcę i inne Pani opowiadania (chociażby te w Fenixie)? Czy uważa Pani, że ilustracje budują klimat książki czy może rujnują zamysł pisarza, ograniczając wyobraźnię czytelników?
MLK: Nie sądzę, żeby ilustracje ograniczały wyobraźnię czytelników. Pod koniec XIX i w początkach XX wieku książki popularne, przygodowe i fantastyczne były ilustrowane niemal obowiązkowo. To miły obyczaj i nie mam nic przeciwko temu, żeby powrócił. Jestem zadowolona z okładki Siewcy i cieszę się, że spodobała się również czytelnikom.
R'B'S: Skąd zainteresowanie Aniołami? Dlaczego pisze pani właśnie o nich? Podobne pytania musiała słyszeć Pani setki razy...
MLK: No tak. Byłam pewna, że to pytanie padnie. Studiując archeologię zetknęłam się z imionami i postaciami aniołów w niespotykanych kontekstach. Pojawiały się w traktatach czarnomagicznych, pismach gnostyckich i kabalistycznych, ludowych legendach, mitach i mnóstwie innych źródeł, do których nijak nie pasował obraz słodkiej do mdłości istoty z łabędzimi skrzydłami, w białej, nocnej koszuli. Zaczęłam szukać dalej i w końcu doszłam do wniosku, że angelologia to świetny materiał na historyjki fantastyczne.
R'B'S: Proszę. A Pilipiuk usilnie stara się dowieść, że archeologia to takie nudne grzebanie w piasku.
MLK: W pewnej mierze jest, oczywiście. W końcu nie pracuję jako archeolog. Pisanie uważam za znacznie bardziej interesujące. Studiując miałam dostęp do niezwykłych tekstów źródłowych, do których byłoby mi bardzo trudno dotrzeć, gdybym nie zajęła się archeologią. Wykorzystałam to gorliwie, stąd między innymi Siewca Wiatru i kilka innych pomysłów, które zapewne wykorzystam w najbliższym czasie.
Skrzydlaty
R'B'S: Pani twórczość jest nierozłącznie związana z tematyką anielską...
MLK: To w sumie nie jest prawda, a w każdym razie nie do końca. Opowieści o aniołach stanowią tylko część mojego dorobku. Przez cały czas, od chwili debiutu (przypomnę, że było to całkowicie nieanielskie opowiadanie grozy pt. Mucha) konsekwentnie piszę też opowiadania, które nie mają nic wspólnego ze skrzydlatymi kolesiami z Królestwa.
R'B'S: Musi Pani przyznać jednak, że nie są one tak znane, jak te o aniołach. Wydaje mi się również, że to nie one przyniosły Pani rozgłos.
MLK: Przyznam, że nie składają się na tak duży i spójny projekt jak historie anielskie. Być może dlatego przypięto mi etykietkę Kossakowskiej od aniołów, zapominając o reszcie.
R'B'S: Pani aniołowie są jednak całkowicie inni od stereotypowych wyobrażeń. Kochają, cierpią, mają wady i nałogi. Są straszliwie ludzcy. Uważa pani, że to możliwe? Przecież to muszą być istoty całkowicie nam obce...
MLK: O aniołach na mój sposób zdecydowałam się pisać właśnie po to, żeby byli różni od stereotypowych wyobrażeń. W tym tkwi ich główna siła. Mieli być możliwie ludzcy i przez to ciekawi. Nie sądzę, żeby musieli się tak bardzo różnić od ludzi. W końcu stworzył ich ten sam Bóg. Może są po prostu naszymi starszymi braćmi?
R'B'S: Eugeniusz Dębski w opowiadaniu Anioły Ujemne (antologia Szklany szpon) przedstawił ciekawą wizję społeczeństwa, w którym obecność aniołów stróży jest namacalna. Niewidzialni opiekunowie faktycznie troszczą się o ludzi, dbają o ich bezpieczeństwo, chronią przed wypadkami. Uważa Pani, że takie anioły byłyby błogosławieństwem dla ludzkości, czy może przekleństwem?
MLK: Przekleństwem, jak każda forma terroru, totalitaryzmu i indoktrynacji. Ponoć wolna wola to największy z darów.
R'B'S: Jaki jest Pani ulubiony Anioł?
MLK: Anioł Zdrowia, Szczęścia, Dostatku i Genialnych Pomysłów, którego chętnie powitam i zatrzymam na dłużej.
R'B'S: Ech, taki anioł to prawdziwy skarb! :) Mówiła Pani, że na obecność aniołów natknęła się Pani w najbardziej nieoczekiwanych miejscach, związanych z archeologią. Najbardziej niesamowity anioł i najbardziej niesamowita "prawdziwa" historia z manuskryptów... pamięta Pani taką?
MLK: W tekstach źródłowych można się natknąć na naprawdę zabawne postacie, jak choćby Jedutun, niebiański kapelmistrz, zwany całkiem poważnie "Mistrzem wycia" lub Tubiel, wódz aniołów lata, który potrafi sprawiać, że "małe ptaszki odnajdują swoich właścicieli". To doprawdy niewiele, jeśli porównać jego kompetencje z możliwościami Aniołów Zamętu albo Aniołów Gniewu.
Dwaj anielscy bracia Harut i Marut, zostali u zarania świata zesłani na Ziemię, żeby uczyć ludzi sztuki rządzenia. Niestety, obaj zakochali się w jednej kobiecie, imieniem Zobra i wypaplali jej wielkie tajemnie Nieba, między innymi jedno z sekretnych imion Boga, które dawało wielką moc magiczną. Za karę zostali uwięzieni i wiszą teraz głową w dół w starannie ukrytym lochu, gdzie uczą magii i czarnoksięstwa wszystkich, którzy ich odnajdą i poproszą o tę przysługę.
Jest też na przykład Mefatiel, "Ten, który otwiera drzwi", legalny anioł niebiański, nie żaden demon, otaczany szczególnymi względami przez złodziei i wszelkiej maści rzezimieszków, albo Kazdeja, upadły anioł, dokonujący nielegalnych zabiegów aborcji.
Niektórzy hierarchowie niebiescy mogą się poszczycić niezłymi kwalifikacjami. Aniołowie wysokiej rangi jak Gabriel, Metatron czy Zagzagel znają biegle po siedemdziesiąt języków. Imponujące, prawda?
R'B'S: Prawda. Ciekawe, czy polski również? :)
Ludzcy aniołowie występują w, swoją drogą interesującym, filmie Armia Boga (The Prophecy, aka God's Army). W niebie wybucha wojna między zastępami aniołów, zazdrosnych o pozycję ludzi. Bóg gdzieś zniknął. Anioł Pyriel staje na czele spisku, którego celem jest zniszczenie obecnego świata. Marzy mu się świat lepszy, w którym aniołowie ponownie zdobędą należną sobie pozycję, a ludzie pozostaną nieistotnym dodatkiem. Widziała Pani ten film? Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że i tam i u Pani aniołowie są bardzo podobni, chociaż ci filmowi są mimo wszystko przeraźliwie obcy...
MLK: Jasne, że oglądałam Armię Boga. Lubię ten film, chociaż nigdy mnie nie inspirował. Moi aniołowie zachowują się i myślą inaczej niż bohaterowie Armii. No i z pewnością nie potrzebują do pomocy duszy ziemskiego generała, żeby wygrywać bitwy.
R'B'S: Jakie lektury poleciłaby Pani wszystkim, których zainteresowała tematyka anielska? Pytam zarówno o beletrystykę, jak i książki "naukowe" (typu Davidson Słownik Aniołów w tym aniołów upadłych)
MLK: O Matko, nie! Tego jest strasznie dużo. Mnóstwo tekstów źródłowych, pism teologicznych, mitów i opracowań. Nie podejmuje się wymieniać. Wspomniany Słownik Davidsona jest z pewnością dobrą książką na ten temat i warto go polecać.
R'B'S: Dlaczego postanowiła Pani zerwać z tematyką anielską w swoich opowiadaniach? Mniemam, że nie dlatego, że temat się wyczerpał...
MLK: Przez cały czas piszę również opowiadania na inne tematy. Eksploatowanie jednego świata aż do spągu uważam za nieekonomiczne a w konsekwencji nudne. Nie chcę na zawsze utkwić w szufladce z aniołami. Na szczęście mam też inne pomysły. Co nie znaczy, że do skrzydlatych już nigdy nie wrócę.
Szkic do "Zakonu Krańca Świata"
R'B'S: Podobno chce się Pani zająć obecnie przede wszystkim sf i grozą. Podobno następna powieść, jaka wyjdzie spod Pani pióra będzie miała mniej klimatu fantasy, a więcej klimatu sf. Prawda to czy plotki? A jeśli prawda, to może zdradzi nam Pani, o czym będzie traktować najnowsza powieść - Zakon Krańca Świata, który zamierza w lecie wydać Fabryka Słów?
MLK: Grozę, a także sf lubiłam od zawsze. Nigdy nie chciałam ograniczać się wyłącznie do fantasy. Jeśli chodzi o nowe powieści, realizuję po prostu następne projekty. Nowa książka, której pierwszy tom już ukończyłam, rzeczywiście w jakiejś mierze będzie bliższa sf, chociaż nie znajdą się tam statki kosmiczne, roboty i lasery. Traktuje o świecie w pewnym sensie postkatastroficznym, choć nie utrzymanym w klimacie Mad Maxa. Chodzi o katastrofę w dużej mierze mistycznego rodzaju. Kilka różnych końców świata, występujących na Ziemi równocześnie. Nie zabraknie tu także magii, szamańskiej mitologii i niewytłumaczalnych zjawisk, więc być może ktoś zechce zaliczyć tę powieść do nurtu fantasy, choć według mnie, ma więcej wspólnego z sf.Historia nie zmieści się w jednej książce, dlatego przewiduję dwa tomy. Pierwszy, mam nadzieję, ukaże się już wiosną.
R'B'S: Co według Pani spowoduje, że warto będzie sięgnąć po Zakon Krańca Świata?
MLK: Mam nadzieję, że barwna historia. I fajny facet, który jest głównym bohaterem. A przyszło mu żyć w trudnych czasach. Świat rozpadł się, a właściwie został sztucznie podzielony, na dwie strefy. Utopijny raj, przeniesiony do wyższego wymiaru, funkcjonujący trochę jak sekta, gdzie wybrańcy żyją według ściśle określonych reguł pod ciągłą kontrolą duchowych mistrzów i nękaną kryzysem cywilizacyjnym Ziemię. Wśród mieszkańców starego świata znalazła się grupa ludzi, obdarzona zdolnościami przypominającymi umiejętności szamańskie. Potrafią oni przenikać do wyższego wymiaru, żeby kraść stamtąd wiedzę i technologię. A główny bohater jest jednym z nich.
To dopiero początek historii, która, mam nadzieję, okaże się zajmująca i wciągnie czytelników równie mocno jak opowieści z cyklu anielskiego.
R'B'S: Dlaczego Beznogiego Tancerza uznaje pani za swoje najlepsze opowiadanie?
MLK: Już nie. Ostatnio jestem najbardziej zadowolona z opowiadania Smutek, zamieszczonego w Wizjach Alternatywnych 5 i Więzów krwi z antologii Demony. W obu wypadkach udało mi się stworzyć zamierzony nastrój i klimat.
R'B'S: Jak wygląda Pani praca nad utworem? Scenariusz jest gotowy na początku? Wszystko przewidziane czy może całość rodzi się w trakcie pisania, żyje własnym życiem i kończy się w sposób, jakiego Pani początkowo nie przewidziała?
MLK: Muszę dobrze znać całą opowieść, zanim zacznę ją spisywać. Nie potrafię usiąść przed czystą kartką i po prostu pisać, co mi przyjdzie do głowy. Natychmiast pogubiłabym wątki, poplątała bohaterów i zapomniała, co się działo na początku.
R'B'S: Skąd czerpie pani inspiracje?
MLK: Jak każda szanująca się magini, mam na usługach kilka demonów niższego rodzaju, które rozsyłam po wszystkich światach, żeby znosiły plotki i ciekawostki. Staram się nie przetrząsać notatek innych pisarzy, chociaż szuflada Stephena Kinga kusi.
R'B'S: Wiem, że ma pani kota. Uważa pani, że kot pomaga w pisaniu? Że to stworzenie magiczne? Pytam, bo większość znanych mi pisarzy hoduje te zwierzęta... i każdy z nich uważa je za prawdziwie niesamowite stworzenia.
MLK: Kot genialnie pomaga w pisaniu. Mojemu mężowi pomógł kiedyś zamienić cały tekst tłumaczenia w obrazek pod cudaczną nazwą i wysłać go mailem w kosmos. Mało które zwierzę dysponuje takimi umiejętnościami. I ma istotną przewagę nad swym rywalem, psem. W pochmurny, deszczowy poranek otwiera jedno oko i zaraz znów zapada w słodki sen, a perspektywę spaceru uważa za czyste wariactwo. To nas łączy.Moja koteczka, Gizelka, mieszka ze mną od wielu lat i jest pełnoprawnym członkiem rodziny. Pewnie dlatego włazi nam na głowę.
R'B'S: Magia w pani życiu... Przyznaje się Pani, że troszkę zajmuje się Pani magią. Co to znaczy? Wierzy Pani w horoskopy?
MLK: W horoskopy nie wierzę. Już wielokrotnie wieszczyły, że mam wygrać milionowe sumy w grach losowych, a ja nie wygrałam nawet guzika.
Magia była przez wieki bardzo istotną formą ludzkiej aktywności. Wpływała na politykę, kulturę, religię całych cywilizacji. Stanowiła rodzaj nauki, przyczyniła się do rozwoju medycyny, astronomii, fizyki, chemii, filozofii, a nawet literatury. To naprawdę fascynujące. Magia stanowiła ogromną dziedzinę wiedzy, pomagała zrozumieć i oswoić świat. Nigdy nie była tylko zbiorem prymitywnych zabobonów, jak dziś się ją postrzega. Wierzenia magiczne, cele dla których stosowano zaklęcia wiele mówią o starożytnych ludziach i cywilizacjach, jakie zbudowali.
R'B'S: Jakieś przykłady?
MLK: Przykład cywilizacji czy konkretnych przypadków?
R'B'S: I tego, i tego :)
MLK: Jeśli cywilizacji trzeba by wymienić starożytny Sumer, Asyrię, Babilonię, Egipt, Grecję, Rzym a także Chiny, Japonię, państwo Azteków i niezliczoną rzeszę innych.
A konkretne przypadki wiedzy magicznej, która przyczyniła się do rozwoju nauki? No cóż, znowu mnóstwo. Szamańskie, a później także ogólnomagiczne przekonanie, że we wszechświecie wszystkie rzeczy są połączone i oddziałują na siebie, zainspirowało greckiego filozofa Demokryta do stworzenia pojęcia atomu. Eksperymenty alchemików przyczyniły się do rozwoju chemii. Gnoza i kabała są głęboko przesiąknięte magią i wywodzą się z hebrajskich systemów magicznych. Starożytni magowie niejednokrotnie byli też lekarzami, a ich wiedza o leczniczych substancjach i chorobach pomogła rozwinąć się nowożytnej medycynie i farmakologii. Wiedza astronomiczna wywodzi się bezpośrednio z astrologii. Przykłady można mnożyć i mnożyć, ale o wiele ciekawiej jest złapać bakcyla i samemu poszperać w bibliotekach. Można dowiedzieć się niezwykłych rzeczy o starożytności, a przy okazji znaleźć inspirację do fantastycznych opowieści.
R'B'S: Wiem, że zaczęła Pani pisać w wieku 10 lat, że chciała Pani pisać, odkąd pamięta. Czy można w takim razie powiedzieć, że urodziła się Pani pisarzem? Jak Pani sądzi - człowiek rodzi się pisarzem, czy może zostaje nim?
MLK: Na początku urodziłam się niemowlęciem i tej wersji będę się stanowczo trzymać. Z pisaniem pewnie bywa różnie. Jedni, na skutek jakichś przeżyć lub inspiracji, decydują się sięgnąć po pióro, żeby je utrwalić, ocalić lub podzielić się z innymi ludźmi. Drudzy po prostu od początku wiedzą, że chcą opowiadać historie i w miarę możności uczynić z tego zawód na resztę życia.
R'B'S: Nie sposób nie zapytać o Pani zapatrywania w kwestii wiary. Wierzy pani w życie po śmierci? W świat aniołów? Chciałaby Pani, aby Zaświaty wyglądały tak, jak w Pani twórczości?
MLK: Wiara to zwykle rzecz bardzo prywatna, ale przyznam, że biorę pod uwagę możliwość życia po śmierci. Wydaje mi się znacznie bardziej logiczne, niż materialistyczne zapadnięcie się w niebyt.Z całą pewnością nie wierzę, że kiedyś, pod drugiej stronie, powita mnie Gabriel, jakiego stworzyłam, i oprowadzi po Królestwie. Choć to byłaby miła niespodzianka.
Szkic do "Zakonu Krańca Świata"
R'B'S: A sny? Wierzy Pani w sny? Czym są dla Pani?
MLK: Wierzę w sny, bo miewa je mnóstwo ludzi, i ja z resztą też. Nie mogą więc być tak zupełnie legendarnym zjawiskiem.
Rzeczywiście, zdarzają mi się czasem zupełnie odlotowe, zdecydowanie fabularne sny, które w bardzo szczególnych przypadkach stają się inspiracjami dla jakichś scen lub rozwiązań. Lubię je śnić, bo przynajmniej nie nudzę się śpiąc. Najgorzej chyba mieć sny o sprzątaniu, praniu albo krojeniu ciasta. Koszmar.
R'B'S: Wróćmy jeszcze do Pani twórczości. Które opowiadanie o aniołach napisała Pani jako pierwsze? Czy dzisiaj, po latach, zmieniłaby Pani coś w nim?
MLK: Pierwsze było Sól na pastwiskach niebieskich. Nie mogę powiedzieć, czy coś bym zmieniła, bo nie mam obyczaju zaglądać do dawno skończonych tekstów. Nigdy też nie odczuwam potrzeby opowiedzenia po raz kolejny tej samej historii.
R'B'S: Warsztat czy fabuła? Co wg Pani ma większe znaczenie w powieści? Kunszt językowy autora czy jego pomysły?
MLK: Idealne rozwiązanie brzmi jedno i drugie. Jednak najbardziej genialny pomysł zabity kiepskim stylem i beznadziejnymi dialogami nie uratuje książki, która pozostanie w pamięci jako gniot, który mógł być taki fajny. Średni czy dobrze znany pomysł, opowiedziany w świetny sposób będzie nadal dobrą książką. Może niezbyt odkrywczą, ale wartą przeczytania.
R'B'S: Czyta Pani współczesną fantastykę? Których współczesnych autorów fantastyki w Polsce ceni sobie Pani najbardziej?
MLK: W Polsce jest wielu dobrych, utalentowanych pisarzy, których, rzecz jasna, nie będę tu wymieniać.
R'B'S: Dlaczego? Dlaczego żaden z pisarzy nie chce odpowiadać na tak postawione pytanie? :)
MLK: No cóż, może dlatego, że wskazywanie palcem uchodzi za bardzo nieeleganckie. Zwłaszcza w towarzystwie.
R'B'S: W porządku, nie będę naciskał. Zapytam inaczej: jaką literaturę fantastyczną lubi pani czytać?
MLK: Lubię czytać różną literaturę. Szczególnie Gene Wolfe'a, którego cykle powieściowe, nie wiadomo czemu, uchodzą za fantasy, podczas gdy są ewidentną sf. Dicka, Spencera, Carrolla, Kinga, Gaimana, Gibsona, Strugackich, Zelaznego, Vonneguta i wielu innych. Także nieśmiertelną klasykę, taką jak Bradbury, Kutner czy Asimov.
R'B'S: Ulubiony fantastyczny podgatunek literacki to...?
MLK: Fantastyka i już. Bez ograniczeń.
R'B'S: Bez ograniczeń? To rozumiem, ale naprawdę trudno uwierzyć, że nie preferuje Pani jakiegoś podgatunku bardziej niż innego. Ja tam np. lubię fantastykę polską :)
MLK: Okropnie mi przykro, ale nie preferuję. Staram się jak mogę, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Nie przepadam tylko za bardzo klasyczną fantasy, gdzie wszystko jest do bólu przewidywalne, a bohaterowie wyjęci z pudełek opatrzonych napisami "rycerz jak rycerz" albo "smok jak smok".
R'B'S: A czego sama szuka Pani w fantastyce?
MLK: Czego szukam w fantastyce? Odpowiedziałabym, że ciekawego i przynoszącego satysfakcję sposobu na życie, w wymarzonym zawodzie, ale chyba nie tego dotyczy pytanie.
To, co podoba mi się w fantastyce najbardziej, to jej różnorodność i swoboda w kreśleniu własnych wizji. Można znaleźć wątki kryminalne, wojenne, psychologiczne, przygodowe, na co tylko przyjdzie ochota. A wszystko to, rzecz jasna, naprawdę fantastyczne. I o to chodzi.
R'B'S: Jakie są Pani konkretne plany literackie na przyszłość? Wiemy już o Zakonie (I tom nowej powieści). Co potem?
MLK: W naturalny sposób następny będzie drugi tom Zakonu Krańca Świata. Właśnie rozpoczynam nad nim pracę. Bardzo liczę, że ukaże się jeszcze przed Gwiazdką, lub na początku przyszłego roku.Jesienią z pewnością spróbuję zabrać się za następną powieść. Jeszcze nie wiem, czy będzie to historia fantasy rozgrywająca się w nieco nietypowym dla tego gatunku świecie, czy zbiór czterech mikropowieści grozy. A może któryś z kolejnych pomysłów z "dojrzewalni". Na szczęście jeszcze kilka czeka w kolejce.
R'B'S: Ślicznie dziękuję za wywiad i życzę dalszych sukcesów.
[Zdjęcia i ilustracje pochodzą z oficjalnej strony Wydawnictwa Fabryka Słów] ■
Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).
Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.