Albowiem jesteśmy jeno mięsem...

Isserley lubiła swoją pracę. Codziennie rano wsiadała do samochodu, sprawdzała dekolt sukienki (musiał być odpowiednio głęboki) i wyruszała na łowy. Prędzej czy później musiała spotkać jakieś samotne zwierzę wędrujące poboczem. Doświadczonym okiem taksowała potencjalną ofiarę - koniecznie dobrze zbudowanego samca - i gościnnie otwierała drzwi. Niejeden wodsel dał się na to nabrać.

Recenzja: Pod skórą, Michel Faber

Fragment okładki wydania angielskiego © Canongate Books Ltd.

Zrezygnowany autostopowicz maszerował już dobrych kilka godzin. Zdążył przemoknąć do suchej nitki i stracić nadzieję, że ktokolwiek wreszcie się zatrzyma. Kiedy kilka metrów przed nim zahamował samochód, nie wahał się ani sekundy. Wskoczył do ciepłego wnętrza i zatrzasnął drzwi. Spojrzał na wybawicielkę. Ale balony! W życiu nie widziałem takich ogromnych cycków - ocenił fachowym okiem. Wiedział już, że pod każdym względem będzie to udana podróż.

Oni wszyscy są tacy sami. Tacy ufni. Dosłownie żaden z nich nie podejrzewa, że właśnie rozpoczyna się ich nowe, wyjątkowo krótkie życie - pomyślała Isserley. Włączyła się do ruchu, zaraz potem uważnie otaksowała zwierzę: pod mokrą koszulką prężyły się całkiem przyzwoite mięśnie. Wyjątkowo udany dzień. Wyjątkowo udany towar.

Niech zgadnę. Czytając powyższe akapity pomyśleliście sobie, że oto właśnie mamy do czynienia z regularnym thrillerem, opartym na założeniu, że każdy potencjalny podwożący to żądny krwi wariat. Wiecie, taki amerykański standard: piwnica pełna trupów, w bagażniku okrwawiona piła łańcuchowa. Być może pomyśleliście sobie również, że autor był mało oryginalny, odwracając role w dobrze znanym schemacie. Przecież zwykle to facet siedzi za kierownicą, a ofiarą jest nieśmiała kobietka, brutalnie gwałcona w lesie czy jakiejś opuszczonej chatce. W takim razie spieszę was rozczarować: to, co początkowo wydaje się oczywiste, wcale takim nie jest. Właśnie za to Michel Faber otrzymuje pierwszy plus.

Lubimy być zaskakiwani. I dlatego za plusem leci od razu minus. Za to samo. Autor Pod skórą ewidentnie przesadził z wysyłaniem do czytelnika sygnałów „hej, coś tu nie trzyma się kupy”. W efekcie nadchodzący twist jest łatwy do przewidzenia, chociaż nie do końca znamy jego szczegóły. Pytanie brzmi: czy aby je poznać, warto przeczytać całą powieść?

W tym przypadku odpowiedź wcale nie jest jednoznaczna. Mam wrażenie, że powieść Fabera lepiej sprawdziłaby się jako scenariusz filmowy. To nie tylko wina fabuły - „podskórne” walory literackie również pozostawiają wiele do życzenia. Nie to, że Pod skórą nie da się czytać - da się, ale zdania są proste, a sama książka sprawia wrażenie „sztywnej”. Gwoli ścisłości: nie mam bladego pojęcia, czy wina to autora, czy może tłumacza. Lubię, kiedy lektura sprawia mi przyjemność - tutaj nic takiego nie miało miejsca.

grafika: fragment okładki Pod Skórą - Michel Faber

Fragment okładki "Pod Skórą", wydawnictwo WAB

Skoro wspomniałem o fabule: nie jestem przekonany. Najważniejszy zarzut: pomysł na książkę opiera się na ogranym schemacie. Co z tego, że - jak to pisze recenzent The Times - w powieści Fabera nic nie jest tym, czym się wydaje, skoro z chwilą rozwiązana zagadki Isserley wzdychamy tylko ale to już było... Powieść ratuje ciekawie skonstruowana postać głównej bohaterki: obca, zafascynowana światem, w którym przyszło jej żyć, próbująca go zrozumieć. Cała reszta natomiast… Cała reszta nie była w stanie skutecznie przykuć mnie do książki. W efekcie czytałem niewielkimi fragmentami, kompletnie bez przekonania.

Owszem, kilka scen bardzo mi się podobało. Przede wszystkim wizyta Isserley w hodowli oraz nocne polowanie na zbiegłe wodsele.

Za mało.

Mimo wszystko jest to powieść, która może się spodobać. Podejrzewam, że chętnie sięgną po nią ci, którzy na co dzień mają niewiele wspólnego z fantastyką. To właśnie mainstreamowcom mogą przypaść do gustu moralne rozterki bohaterki zainspirowane wizytą Amlisa Vessa. Być może znajdą się i tacy, którzy pochylą się nad nieszczęśliwą istotą, która za cenę życia w oszałamiającym świecie okłamuje się i przymyka oko na zakrwawione ręce. Przecież to tylko zwierzęta… prawda?

PRAWDA? ■

PS. W 2013 roku na podstawie powieści Fabera faktycznie powstał film o identycznym tytule. W roli głównej: Scarlett Johansson.

Poprzednia recenzja„Pierwszy wymiar”
Następna recenzja„Robimy rewolucję”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Pierwszy wymiar”
Następna recenzja„Robimy rewolucję”