Autoportret geniusza

To wspaniała książka. To cudowna nowa forma literacka. To fenomenalna powieść napisana przez amerykańskiego geniusza, który pracował w pocie czoła nad tym arcydziełem przez sześć lat. Jęczał z wysiłku i walił głową o kaloryfery. Bóg świadkiem, Bóg świadkiem.

Recenzja: Niedziela Palmowa, Kurt Vonnegut

Gdyby jednak ktoś myślał inaczej, może wypierdolić księżyyyyyc.

I tak dalej.

Kurt Vonnegut jr to niezwykła postać w panteonie współczesnych pisarzy amerykańskich. Przede wszystkim trudno jednoznacznie zaklasyfikować jego dzieła - powiedzieć, że są postmodernistyczne to chyba za mało. To przecież jeden wielki eksperyment – począwszy od formy, na treści skończywszy. Jego książki ozdabiane są własnoręcznymi rysunkami i wykresami, są mieszaniną form literackich, cechuje je specyficzny, autoironiczny styl i humor, pojawia się kultowy Kilgore Trout, elementy scence-fiction i… i tak dalej. Jednocześnie nie można odmówić Vonnegutowi fenomenalnego zmysłu obserwacji świata i zjawisk nim rządzących, celności przemyśleń i umiejętności przekazywania czytelnikowi prawd, w które pisarz wierzy. Wszystko to na sposób, który nie pozwala na długo oderwać się od czegoś równie – pozornie – nudnego, jak autobiografia.

Kurt Vonnegut

Kurt Vonnegut jr.

Autobiografią właśnie próbuje być Niedziela Palmowa. Próbuje, bo tak naprawdę - zresztą zgodnie z zamierzeniami autora - jest kolażem. To zbiór eseji, przemówień, wstępów do powieści, wywiadów, własnych przemyśleń wpleciony w historię życia Vonneguta. Plus jedno opowiadanie sf (o jakże specyficznym dla autora tytule: Wielkie kosmiczne pierdolenie) i zwariowana sztuka teatralna w klimatach groteskowej fantasy. Vonnegut próbując przyporządkować książkę do jakiegoś konkretnego gatunku, pisze już we stępie: "Proponuję nazwać go blivit. To słowo, które w okresie mojego dojrzewania było definiowane przez rówieśników jako «dwa funty gówna w jednofuntowej torbie»".

Szokujące? Nie bardzo, jeśli przebrnęło się wcześniej przez absolutnie fenomenalne Śniadanie mistrzów czy Rzeźnię numer pięć. To specyficzne podejście do swojego pisarstwa cechuje Vonneguta i jest częścią jego image’u (znacie innego pisarza, który w swoim podpisie używa rysunku dziury w zadku?). Dystans do rzeczywistości i obłędne poczucie humoru, ironia, cynizm i krytycyzm plus wyczulony zmysł obserwacji otaczającego nas świata dają mieszankę wybuchową. Niedziela Palmowa to taka właśnie mieszanka.

Vonnegut pisze tutaj o tylu różnych aspektach otaczającego go świata, że trudno nawet zebrać to wszystko do kupy. Rozprawia się z własną historią, pisze o wojnie, religii, pisaniu, czytaniu, wolności słowa, tworzeniu, wymienia swoich przyjaciół i znajomych, ocenia własne książki, a nawet przeprowadza wywiad z samym sobą. I tak dalej.

Powiem tak: jestem jednym z tych, którzy uwielbiają literaturę jaką tworzy Vonnegut. I nie chcę więcej truć tutaj o jego geniuszu literackim. Bez sensu byłoby polecać Niedzielę Palmową wielbicielom jego twórczości - oni przecież przeczytają wszystko, co sygnowane jest jego nazwiskiem. Tym wszystkim zaś, którzy Kurta nie mieli okazji jeszcze poznać, sugeruję, coby zostawili sobie Niedzielę Palmową na później. Najpierw sięgnijcie po przynajmniej dwa klasyki: Śniadanie Mistrzów i Rzeźnię numer pięć – przyjemność płynąca z lektury Niedzieli... będzie większa. Choć prawda jest taka, że książka broni się równie dobrze jako twór samoistny - bo Kurt Vonnegut wielkim pisarzem jest.

I tak dalej. ■

PS. Wszystkie ilustracje to oryginalne rysunki Vonneguta, pochodzące z książki Nanette Vonnegut (córki pisarza) pt. "Kurt Vonnegut Drawings". Można je pooglądać na stronie The Guardian.

Poprzednia recenzja„Wilk detektyw”
Następna recenzja„W punkcie O”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Wilk detektyw”
Następna recenzja„W punkcie O”