Przygody pewnego maguna

Powiem szczerze: nie spodziewałem się. "Smoczy Pazur" leżał na półce księgarni i kusił krągłymi kształtami półnagiej, rudej kobiety, uwiecznionej w rozkosznej pozie na okładce. Co mi tam - pomyślałem i z ciężkim sercem sięgnąłem do portfela.

Recenzja: Smoczy Pazur, Artur Baniewicz

Tylna okładka nie wróżyła nic dobrego. "Tęsknisz za wiedźminem? Przeczytaj o czarnokrążcy!". Czyli co? Artur Baniewicz nowym Sapkowskim? Czyżby Wiedźmin 2? Jakaś, pożal się Boże, kontynuacja? Statystyka dowodzi, że książki wzorowane na znanych i uznanych dziełach to zwykle całkowita porażka - ot, wypociny zafascynowanych pierwowzorem grafomanów. A może po prostu nowy bohater w świecie wykreowanym przez ASa? Jakieś fan-fiction? Przecież to się po prostu nie może udać. I rzeczywiście - nie udało się. I nie mogło się udać, bo wcale nie o to chodzi, a sugestia wydawcy dotyczy czegoś całkiem innego.

Podobno Baniewicz zaczął pisać z żalu po zakończeniu cyklu opowieści o Wiedźminie. Zakładając, że jest to prawda, zaryzykuję następujące stwierdzenie: dobrze się stało, że AS pożegnał się z Geraltem. Pomyśleć, że dalsze wodolejstwo Sapkowskiego mogłoby zabić taki talent...

Zanim, o fanatyczni wielbiciele Sagi o Wiedźminie, rzucicie się na mnie z ostrymi narzędziami (widłami?) celem wyperswadowania herezji, pozwólcie, że się wytłumaczę. Otóż - podobnie zresztą, jak i wy - uważam, że Sapkowski wielkim pisarzem jest. Co więcej, nie mniejszą od was miłością darzę kolegę Wiedźmina. Moja miłość i cierpliwość kończy się jednak gdzieś w okolicach trzeciej części sagi. Sagi, którą (nie tylko) moim zdaniem, AS niepotrzebnie rozwlekł na pięć tomów, coraz bardziej nudnych i przegadanych.

Koniec dygresji.

Smoczy Pazur to zbiór mocno powiązanych ze sobą czterech opowiadań (właściwie: ksiąg) ułożonych chronologicznie. Ogniwem łączącym wszystkie opowieści jest ich bohater - Debren z Dumayki, magun, czarnokrążca. Osobliwa to postać, o osobliwej profesji. Kim jest magun? Najprościej powiedzieć, że to wędrowny czarodziej do wynajęcia. Uczony mag. Specjalista od tajemniczych i niewyjaśnionych spraw. Człowiek obdarzony wysokim potencjałem magicznym. Łatwo przewidzieć, że taki zawód nie należy do bezpiecznych, łatwych i jednogłośnie akceptowanych przez społeczeństwo. Po prawdzie, jest odwrotnie - praca maguna jest wysoce niebezpieczna i łatwiej w niej o guza, niż o godziwe wynagrodzenie. Ludowe przysłowie głosi, że każdy kij ma dwa końce - domyślacie się pewnie, że i plusy magunowej profesji się znajdą. A i owszem, jest to bowiem ciekawe zajęcie, połączone z poznawaniem nowych ludzi, zdobywaniem wiedzy o świecie i wiecznym podróżowaniem. Są tacy, którzy to lubią.

Smoczy Pazur to dzieło ze wszech miar zasługujące na pochwały. Wydawca porównuje Baniewicza i Sapkowskiego nie bez powodu - ich książki mają kilka cech wspólnych. Zaliczyłbym do nich świetne wykorzystanie znanych motywów i legend oraz niesamowity talent pisarski. Autor Czteroksięgu o Debrenie z Dumayki kapitalnie operuje dialogami, ma wyśmienite pomysły i poczucie humoru, jakie wysoko cenię. Efekt? Od Smoczego Pazura można się oderwać, ale tylko na chwilkę i z ogromnym trudem. Przyjemność czytania, mierzona dziesięciostopniową skalą, oscyluje gdzieś w okolicy jedenastki. Oznacza to, że książką można się delektować nawet całkowicie pomijając fabułę.

No tak, zaczynam jak zwykle ględzić o kwestiach technicznych i kunszcie językowym, natomiast nie napisałem najważniejszego. Otóż nie wspomniałem, o czym to jest. Najłatwiej napisać, że o przygodach maguna. Jako się rzekło, Debren posiada duszę podróżnika, jest ciekawy świata i cierpi na chroniczny brak pieniędzy. Jest też mocno kochliwy i podatny na uroki pięknych, intrygujących kobiet. Wszystko to plus specyficzny kodeks i zwykły - bardziej lub mniej szczęśliwy - przypadek powodują, że podejmuje niebezpieczne zlecenia i notorycznie pakuje się w kłopoty. Sami zresztą zobaczcie.

Pierwsza księga nosi tytuł Sprośny Kapeć Kopciuszka. Magun kontra jednooka wróżka Neleyka, czyli Baniewicza wersja bajki o Kopciuszku. Przyznam szczerze, że jest to najsłabsza opowieść ze zbiorku. Zaskakująco słaba (w porównaniu z pozostałymi, oczywiście), biorąc pod uwagę, że ma zachęcić do dalszej lektury. Na szczęście nie zniechęciłem się i czytałem dalej.

Grzywna i groszy siedem to rewelacyjnie opowiedziana historia pewnego, hmmm... domu uciech dla wielbicieli kobiecych wdzięków. Zamtuz Różowy Królik nawiedzany jest przez ciemną siłę, która morduje, hmmm... masażystki i damy do towarzystwa. Niejako przy okazji magun dowie się, że wykidajło to zajęcie nie tylko dla napakowanych osiłków.

Trzeci z kolei jest Smoczy Pazur - zdecydowanie najlepsze, najciekawsze i najlepiej napisane opowiadanie z całego zbiorku. Morska przygoda Debrena. W pozostałych rolach pewna wścibska dziennikarka, pewien zakuty w zbroję rycerz i smok Ziejacz - zabójca o skuteczności dziewięćdziesiąt osiem koma pięć. Przepięknie zarysowani, żywi bohaterowie plus intrygująca fabuła. Opowiadanie Baniewicza ląduje w moim TopTen Ever gdzieś w okolicy pierwszego miejsca.

Której oczu nie zapomnieć - kolejny znany motyw w nowym wykonaniu. Debren spotyka błędnego rycerza Kipancho y Kipancho z Lamanxeny - znanego zabójcę wiatraków, jego giermka Sansę i pewnego "duszystę". W moim prywatnym rankingu ex aequo ze Smoczym Pazurem.

Reklama dla wydawnictwa Supernowa (c) Robert Siata

Reklama dla wydawnictwa Supernowa (c) Robert Siata

Zdaję sobie sprawę, że z powyższych krótkich opisów może wynikać coś, czego bardzo bym nie chciał. Otóż można odnieść wrażenie, że są to kolejne śmieszne, sztampowe i błahe historyjki, li tylko ku uciesze gawiedzi. Tak na szczęście nie jest. Postaram się wyłuszczyć, dlaczego.

Wydaje się, że akcja opowiadań Baniewicza umieszczona jest gdzieś w średniowieczu. Nietypowe to jednak średniowiecze i już od samego początku jasnym jest, że coś tutaj nie tak. Po pierwsze, geografia jakby inna, a jednak niepokojąco znajoma. Religia zdecydowanie inna, ale jednak bliźniaczo podobna... Niejasne? Zacznijmy więc od końca. Bohaterowie pozdrawiają się w imię Machrusa Wybawiciela, ich moralnością kieruje Jedenaście Wytycznych. Noszą medaliony w kształcie koła, żegnają się naookoło. Rycerze Kołowi uczestniczą w wyprawach kołomyjnych do Ziemi Świętej. I tak dalej.

Geografia? Lewo na prawo i vice versa, nazwy jakieś znajome, a jednak dziwnie inne. Najlepiej będzie, jeśli posłużę się cytatem: "[Na atlasie] pośrodku Viplan leży, zielony. Piękny. Na zachodzie Zapadnika. Górą, gdzie Sovro się ciągnie, szarawo jest, sinawo, ale też zielono. To puszcza śniegowa, tajgą zwana. (...) A teraz na południe Zapadniki spójrz. Brązowo od gór, trochę zieleni i żółć piasku. Środkowy Zachód. I Daleki. Kraje dziwnych ludów, co oczy mają krzywe i skórę żółtą. Z nich się Kummonowie wywodzą, co rok w rok Lelonię, Sovro i Żmutawil łupią i do słońca się modlą. Ale najpaskudniej wyląda w dole mapy, za Międzymorzem. Yougonia i Bliski Zachód. Piasek, piasek po trzykroć piasek. I hordy żądnych krwii temmozan. Byli już w Irbii, doszli aż do południowego Marimalu (...)".

Średniowiecze? Skąd w takim razie magia w codziennym użyciu, skąd samonaprowadzające się strzały? Skąd zaawansowana polityka i wojny wywiadów? Skąd dziennikarze? Świat zaproponowany przez Baniewicza jest niezwykle ciekawy, przebogaty, inny i jednocześnie niezwykle podobny do naszego, współczesnego.

Integralną część książki stanowią inteligentne dialogi. U Baniewicza naprawdę można zrozumieć, że gadulstwo bohaterów może służyć czemuś innemu, niż bezcelowemu wypełnianiu kolejnych stron nieistotnym bełkotem, nic nie wnoszącym do lektury. Konwersacje prowadzone przez postaci Smoczego Pazura to cięte riposty, autentycznie śmieszne potyczki słowne, mądre komentowanie sytuacji. Świetny humor i sporo filozofii okraszonej ciekawymi przemyśleniami. Aby nie być gołosłownym: "Większość wojen wynika z powodu odmiennej interpretacji. Czy to linii granicznej, czy pojęcia Boga, czy słowa "sprawiedliwość". Wszyscy ludzie na całym świecie uważają się za dobrych, moralnych i postępujących właściwie. I mordują. Z winy różnic interpretacyjnych". Język jest archaizowany w niesamowity sposób, jednak pełno w nim słów współczesnych, co daje naprawdę sympatyczny efekt.

Baniewicz nie zapomina o spójnej konstrukcji świata. Wszystko ma sens i jest logicznie spójne. Jego świat nie jest czarno - biały, nie jest też ani prosty ani miły. Zagmatwane układy, polityka, okrucieństwo i głębia bohaterów - wszystko to tworzy klimat, jakiego próżno szukać w wielu dzisiejszych dziełach fantasy.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o wydawcy. Oficynę Wydawniczą Nowa tradycyjnie cechuje wyśmienita redakcja tekstu, więc próżno doszukiwać się w Smoczym Pazurze błędów językowych. Książka jest świetnie wydana, chociaż papier w moim egzemplarzu jest lekko żółty. Ładna okładka. Niezła cena. Tyle.

Podsumujmy. Ta książka jest po prostu mądra. I ciekawa. I zabawna. I świetnie napisana. I... ech, może wystarczy po prostu napisać, że ma wszystko to, co powoduje, że uznaję ją za dzieło wybitne i zdecydowanie warte przeczytania. Fantasy najwyższych lotów w mistrzowskim wykonaniu, raczej dla starszych wiekiem czytelników. Zdecydowanie polecam.

PS. Smoczy Pazur to dopiero początek przygód Debrena. W przygotowaniu część druga - Pogrzeb czarownicy

Poprzednia recenzja„Magun kontratakuje”
Następna recenzja„Kto sieje wiatr...”
1 komentarz
Jaja
Wysłano 12 lutego 2012 o 20:12

żałosna podróba Wiedźmina...

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Magun kontratakuje”
Następna recenzja„Kto sieje wiatr...”