Patriotyczny sługa szatana

Wiecie, jak to bywa z drugimi tomami cykli. Różnie bywa, ot co. Tracą urok zaskoczenia, woń nowości też jakby słabnie. Jabłoński nie jest tutaj wyjątkiem. "Metamorfozy" rozkręcają się jednak i od połowy książki praktycznie nie można oderwać się od lektury. Co nas czeka tym razem?

Recenzja: Metamorfozy, Witold Jabłoński

Młody Witelon, jak pewnie pamiętacie, został zwerbowany przez tajemnicze bractwo zakonne Templariuszy, którego misją i celem jest wpływać na losy świata. W podziemiach paryskiej twierdzy Temple zawarł ostateczny sojusz z mrokiem, zniszczeniem i śmiercią. Z pierwszą tajną misją udaje się do Bolkowa, do śląskiej komandorii Templariuszy, i dalej - do Księstwa Legnickiego. Osiada w Legnicy, gdzie obejmuje stanowisko kierownika szkółki przy parafii Świętego Piotra oraz wkrada się w łaski księcia Bogusława Rogatki. Na dworze u bandyckiego władcy umieszcza dwóch sprytnych szpiegów o wyjątkowych profesjach. Potem zaś... Nie, nie zdradzę wam szczegółów fabuły, powiem tylko, ze czeka was między innymi podróż do Italii, Czech i na dwór wrocławski. Spotkacie młodego księcia Henryka Probusa, króla Czech Przemysła Ottokara, tajemniczą księżnę Eufemię i samego Tomasza z Akwinu.

Tytułowe metamorfozy to cała gama zmian, jakim ulega bohater powieści - zły mag Witelon. Zły? Paradoksalnie - mimo że pluje na krzyż bez zmrużenia okiem, że jest sodomitą i bezwzględnym mordercą, mimo że tytułuje się wrogiem kościoła - wydaje się być lepszym od większości współczesnych mu ludzi. Na sercu leży mu dobro Polski i marzy o silnym władcy, który zjednoczy księstwa i zlikwiduje podział dzielnicowy.

Zamiast zachęcać was do przeczytania tej książki - wierzę, że ci, którzy czytali pierwszą część, przeczytają i drugą bez specjalnego zaproszenia - opowiem wam, co mnie w niej zafascynowało. Przede wszystkim zupełnie niesamowite tło historyczne. Nie przypuszczałem, że historia Polski może być taka ciekawa. Ze szkoły średniej, którą kończyłem n lat temu, wyniosłem przeświadczenie, że historia to ciąg bezbarwnych dat i nudnych wydarzeń. Niespodzianka! Wydawało mi się też, że obecnie to my żyjemy w ciekawych czasach, w których dzieje się tak wiele, że trudno to ogarnąć. I że dzisiejsze czasy są - dzięki ilości wydarzeń, które rozgrywają się na świecie - wyjątkowe. Rewiduję poglądy. Intrygi polityczne, istnie ekspresowe zmiany na - jak powiedzielibyśmy dzisiaj - kluczowych stanowiskach, widowiskowe śluby i pogrzeby, klęski i epidemie... Niesamowite, jak pozornie nieistotne wydarzenia mogą, niczym przysłowiowy kamyczek, będący początkiem lawiny, wpływać na losy tysięcy ludzi. Jak istotną rolę może odegrać stojący w cieniu „człowiek-nikt”, który nagina rzeczywistość wedle swoich życzeń.

Niezwykle podobną do Witelo "szarą eminencję" bez trudu odnajdziecie w literaturze fantastycznej - chociażby w święcącej tryumfy trylogii Ziemiańskiego. Pamiętacie Zaana? Achaję dzieli jednak od Metamorfoz kolosalna przepaść - Ziemiański, którego również cenię sobie jako pisarza, po prostu nie potrafi używać języka polskiego w taki sposób, w jaki robi to Jabłoński. Trudno też nie dostrzec, że Zaan w porównaniu do Witelo jest trywialny i prosty, jak - nie przymierzając - drut. Nie zapominajmy jednak, że target obu powieści jest diametralnie inny - ewidentnie widać, że Jabłoński pisze dla inteligentnego czytelnika, który wymaga od powieści czegoś więcej, niż tylko próżnej rozrywki.

U Jabłońskiego cenię wiedzę. Kolosalną wiedzę historyczną i niebywałe wręcz oczytanie. Wiecie, ile czasu zajęło zbieranie materiałów do cyklu Gwiazda Wenus, Gwiazda Lucyfer? 15 lat! Autor chwali się, że przeczytał najprawdopodobniej wszystkie dostępne materiały historyczne dotyczące okresu podziału dzielnicowego. Tą wiedzę, moi mili, czuje się na kartkach powieści. Świat jest barwny i niezwykle interesujący, a ilość faktów i ciekawostek po prostu poraża. Chylę czoła.

Nie należy zapominać, że nie wszystkie wydarzenia opisywane przez autora są prawdziwe. Jabłoński świetnie wykorzystuje luki lub niedomówienia historyczne do własnych celów. Pamiętacie cegłę z Ucznia Czarnoksiężnika, która o mały włos nie zmienia losów bitwy pod Legnicą? Faktem jest, że nieszczęsny fragment nieukończonej wieży kościoła rzeczywiście spadł niebezpiecznie blisko od głowy Henryka Pobożnego, natomiast to, że zrzucił go Witelon... o, to już inna broszka, ta fikcyjna właśnie. Sposób powiązania historii, fikcji i magii po prostu imponuje.

Niezwykle ciekawie, intrygująco i kontrowersyjnie autor przedstawia postać antyklerykała i homoseksualisty (a właściwie: bi...), czyli naszego Witelona. Opowieść snuta przez bohatera powieści - przypominam, że narrator jest pierwszoosobowy - w jakiś magiczny sposób pozwala wczuć się w jego inność, zrozumieć poczucie krzywdy i przewrotne zasady rozumu, którymi się kieruje. Jest to o tyle ważne, że uczony jest postacią diametralnie różną od współczesnych nam i - co może zaskoczyć - współczesnych mu. Przyznam, że zupełnie nie rozumiem powodów, dla których Jabłoński stracił pracę po publikacji Ucznia Czarnoksiężnika. Podobno powieść propaguje satanizm, czarną magię i antyklerykalizm. Całkowita bzdura! Paradoksalnie Witelon, uznający się za sługę szatana, posiadający - wg swoich wyobrażeń - opiekuńczego demona, jest po prostu lepszy od innych otaczających go ludzi. Tak, ten zabójca i truciciel! Całkowity brak zrozumienia ze strony bliźnich zawdzięcza wiedzy, która wyprzedza jego czasy o całe stulecia. Zresztą, wystarczy posłuchać autora powieści, który w jednym z wywiadów mówi: W duszy człowieka inteligentnego i utalentowanego narasta coraz większa pogarda i nienawiść wobec prostaczków, którym "dobry" Bóg przeznaczył podobno królestwo niebieskie. Witelo odrzuca świat chrześcijańskich wartości, ponieważ nie znajduje w nim miejsca dla siebie.

Mało tego: uczony chce egzystować ponad pojęciami dobra i zła. I to, moi drodzy, rzeczywiście czuje się, czytając powieść Jabłońskiego. Ta samotność i wyobcowanie przebija się z każdej strony dzieła, szczególnie, kiedy czarodziej bezskutecznie poszukuje miłości, raz za razem odnajdując tylko cierpienie. Czy może więc dziwić, dodatkowo mając na uwadze jego dzieciństwo (w dużym stopniu fikcyjne!), że oddaje się pod opiekę ciemnym mocom? To jest po prostu logiczna konsekwencja, a nie propagowanie satanizmu. Zresztą, czytając powieść, raz za razem odnosi się wrażenie, że cały przedstawiony świat jest niezwykle konsekwentny. Pisałem już o kamieniu – protoplascie lawiny. Tutaj naprawdę każde zdarzenie ma swój powód i rodzi się gdzieś w przeszłości. Powieść ta, jak chyba żadna inna mi znana, pozwala zrozumieć, jak niewiele w świecie jest prawdziwego przypadku. Szczególnie zaś – jak niewiele przypadków jest w polityce...

Antyklerykalizm? Nie, nie patrzyłbym na to z tej strony. Czasy, w których przyszło żyć bohaterowi to przecież czasy z jednej strony przesadnej religijności, dewotyzmu, Inkwizycji, z drugiej zaś - fałszywych relikwii, biskupów o podwójnej moralności, księży, u których na porządku dziennym było korzystanie z zamtuzów. To szaleni, fanatyczni mnisi, pleniące się herezje, walka umysłu z religią. W tym wszystkim, w środku wydarzeń, utalentowany Witelo, zbyt mądry jak na swoje czasy, wierzący w swego opiekuńczego demona i plujący na krzyż. Czyż może to dziwić? Znów podziwiam żelazną konsekwencję, z jaką autor przedstawia pogardę uczonego dla głupoty możnych dewotów. Mag nie jest zapalczywy, nie obdarza chrześcijan przesadną nienawiścią. Logika każe mu wyciągać wnioski. A wnioski, jakie wyciąga, są całkiem słuszne jak na owe czasy: Kościół to farsa i otumanianie bezmyślnych prostaków. Daleki byłbym jednak od stwierdzenia, że powieść można jakoś przyłożyć do dzisiejszych czasów. Antyklerykalizm w powieści to konsekwencja czasów, w jakich przyszło żyć Witelo.

Dalej mamy sodomię bohatera. Podobno przez niektórych krytyków powieść została uznana za pierwszą polską fantasy dla gejów. Bohater rzeczywiście jest homoseksualistą, powiedziałbym nawet, że z wyboru. Zafascynowany światem starożytnych Rzymian i Greków pragnie spełnienia tylko w ramionach mężczyzn, najlepiej o posturze Apolla. W stosunkach z mężczyznami dostrzega dążenie do doskonałości. Przecież ówczesna myśl jest taka, że kobieta to stworzenie niegodne... Autor jednoznacznie twierdzi jednak, że nie uważa swojej powieści ani za fantasy, ani za książkę dla gejów. Postać bohatera w tak nietypowy sposób zyskuje po prostu na oryginalności. Prawdą jest jednak, że ówczesne hermetyczne środowiska uczonych i kleryków, z zasady nie dopuszczające do swoich sekretów kobiet, nie takie rzeczy widziały...

Jak sami widzicie, powieść jest na tyle kontrowersyjna, że chociażby z tego powodu warto ją poznać. Drugi tom, podobnie jak pierwszy, wydany jest bezbłędnie. Świetna redakcja tekstu idzie w parze z językiem, jakim posługuje się autor. Niezmiennie jest to piękna polszczyzna i każdy, kto lubuje się w naszym ojczystym języku, powinien poczuć się usatysfakcjonowany. Zmieniło się jedno: autor nie stroni od dialogów, chociaż dalej jest ich jak na lekarstwo. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że wraz z kolejnymi tomami będzie ich coraz więcej – przecież im bliżej (czasowo) do piwnicy, w której swój pamiętnik pisze okrążony przez prześladowców Witelo, tym lepiej pamięta on pewne sytuacje. Czasem nawet dosłownie.

Podsumowując: polecam gorąco. Nie przypuszczacie nawet, jak bardzo ciekawe i intrygujące może być życie uczonego. Druga część cyklu gwarantuje może trochę mniej przygód (w Italii akcja jakby zwalnia i troszkę leniwieje), ale ciągle jest to kawał naprawdę dobrej prozy historycznej. Z niecierpliwością czekam na trzecią część cyklu pt. Ogród miłości. ■

Poprzednia recenzja„Afryka, jakiej nie znacie, czyli o lekarzu, który się kulom nie kłaniał”
Następna recenzja„Mordimer Medderin: Miecz Aniołów”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Afryka, jakiej nie znacie, czyli o lekarzu, który się kulom nie kłaniał”
Następna recenzja„Mordimer Medderin: Miecz Aniołów”