Szamańskie bajanie

Na dobrą sprawę nie wiadomo, dla jakich korzyści Dyraj Bogoj popełnił największy błąd w swoim życiu. Kasa chłopa omamiła? Zaślepiła perspektywa władzy i szacunku w naslegu? A może po prostu dał się opleść tej podłej rosyjskiej gadzinie, Wasylowi? A miało być tak pięknie...

Recenzja: Ruda Sfora, Maja Lidia Kossakowska

We wsiowe zabobony nie wierzył: duchów wszak nie ma, upiory to jeno cienie w tajdze, zaświaty…? Zaświaty to wymysł ciemnego luda, ha ha ha. Że niby szamani mają kontakt ze zmarłymi? Że potrafią podróżować do Górnych i Dolnych Światów? Bujdy i bajania, panie. Teatrum. Zresztą, sam uczynił niezgorsze, kiedy tarzał się w łożu udając świętą chorobę. Rzucał się po podłodze jak wyciągnięty z wody jazgarz, toczył pianę z ust, majaczył, krzyczał i niby opędzał się od demonów. Taaa. Dość, że ciemny lud to kupił. A ten smarkaty Ergis może jeno pomarzyć o tym, że zostanie szamanem. Niedoczekanie.

Problem polegał na tym, że Ergis - trzynastoletni wnuk Kiteja Serkena, poprzedniego szamana naslegu - został naznaczony i wybrany przez duchy. Jak najbardziej realne i prawdziwe istoty z zaświatów - te same, w które samozwańczy szaman tak bardzo nie chciał wierzyć. Oznaczało to, że Dyraj Bogoj właśnie wdepnął w bagno.

Ale nie o tym opowiada ta książka. Znaczy, o tym też, ale marne życie fałszywego szamana nie jest na tyle istotne, żeby zawracać sobie nim głowę. Prawdziwym bohaterem Rudej Sfory jest ów młodzian, Ergis. Jak się okaże, jemu właśnie zostanie powierzona misja ocalenia świata przed zagładą. O tym, jaki to świat i czy mu się powiedzie musicie przekonać się sami.

Najnowsza powieść Mai Kossakowskiej przenosi nas w syberyjskie lasy i cofa w czasie do schyłku XIX wieku. Początkowo tylko, bo już kilka kartek dalej trafiamy wraz z bohaterem do tajemniczego świata duchów i bóstw o egzotycznych nazwach. Fantastyczna opowieść osnuta jest bowiem na kanwie mitologii jakuckiej, szamanizmu i wierzeń ludów syberyjskich oraz plemion zamieszkujących okolice Koła Podbiegunowego. Jest to zarazem największa zaleta Rudej Sfory, wyróżniająca powieść autorki na tle całej masy tekstów fantasy. Tylko czy ten niezwykły zabieg wystarczył, abyśmy mieli do czynienia z książką wybitną? Niestety, nie.

Największy problem z najnowszą powieścią Kossakowskiej związany jest z odpowiedzią na pytanie: do kogo ona właściwie jest adresowana? Na dobrą sprawę, nie wiadomo. Zacznijmy od bohaterów. Ergis, młody szaman, za pomocnika w Zaświatach ma konika Bębenka oraz tupilaka Iwaszkę. Obaj towarzysze są mocno nieporadni, Iwaszka sprawia wrażenie, że na kartkach książki występuje tylko po to, żeby było śmiesznie. Na dodatek są to postacie mocno bajkowe, dziecinne wręcz - ich rozmowy miejscami nie tyle śmieszą, co drażnią infantylnością. Cała trójka sprawia wrażenie bohaterów z baśni, z jakiegoś Czarnoksiężnika z krainy Oz albo z Alicji w krainie czarów. Czy tylko mnie Iwaszka kojarzył się z dziwacznym Strachem na Wróble? Dalej: w sakiewce Ergisa mieszka niejaki kikituk, pomocniczy stworek, który nie raz i nie dwa poratuje bohaterów w opresji. Co ja poradzę na to, że podczas lektury Rudej Sfory przed oczami, miast kikituka, miałem gadającego głosem Stuhra małego smoczka Mushu z Mulana? Nie wspomnę nawet o tym, że kikituk pomaga nie tylko bohaterom, ale również autorce, która dzięki niemu co i raz serwuje rozwiązania typu deus ex machina. A to wyczaruje skądś zapałki, a to znikąd skombinuje coś do jedzenia...

W pełnej przygód i niebezpieczeństw podróży towarzyszą Ergisowi jeszcze dwie postacie. Ellej Syn Wilka, bohater Drugiego Nieba, to taki odpowiednik bodyguarda, zaś Tujaryma Kuo, córka boga ognia, Aana Uchana, wojowniczka, to - wzorem najlepszych produkcji hollywoodzkich - nagroda dla bohatera (tutaj: Elleja, bo Ergis jeszcze jest za mały na amory). Celowo upraszczam - już z samych opisów u góry możecie wnioskować, że są to postacie nietypowe, rodem z mitologii jakuckiej. Ich rola w książce sprowadza się jednak do funkcji, które podkreśliłem. Książkę ratuje fakt, że nie wszystko poukłada się tak, jak się początkowo wydawało...

Bitwa - Dominik Broniek

"Bitwa" © Dominik Broniek, Fabryka Słów

Podsumujmy: skoro mamy baśniowych i "dziecinnych" bohaterów, na domiar złego szablonowych aż do bólu, to może faktycznie Ruda Sfora jest baśnią dla trochę starszych dzieci? Niestety, nie jest. Wszystko przez całkiem sporo okrutnych, brutalnych, pełnych krwi scen, które z pewnością nie są przeznaczone dla młodszego czytelnika. Do tematu jeszcze wrócę, tymczasem przyglądnijmy się fabule.

Wyprawa Ergisa to sztampowy do bólu quest, na myśl przywodzący wyprawę pewnych dobrze wszystkim znanych hobbitów do Mordoru. I tu, i tam mamy do czynienia z niezbyt rozgarniętymi bohaterami, którzy na dobrą sprawę nie wiedzą, co się dookoła nich dzieje. To taki sprytny zabieg pisarza: wraz z bohaterem odkrywamy tajemnice świata, w którym przyszło mu egzystować. Cel? Ocalić świat przed zagładą, oczywiście. Na szczęście Kossakowską ratuje fakt, że świat do ocalenia jest naprawdę barwny i skrajnie różny od naszego. Wspominałem już o tym, prawda? No więc raz jeszcze: "świat przedstawiony" to najmocniejszy punkt Rudej Sfory.

Jak w każdym dobrym quescie, tak i tu na bohaterów czyha wiele niebezpieczeństw i potwory z piekła rodem - chociaż w tym przypadku to może nienajlepsze określenie. Podoba mi się wyobraźnia autorki, generująca ciężkie, odrażające, pokryte rdzą i buchające dymem machiny, stojące naprzeciw tabunom koni. Notabene są to najlepsze sceny batalistyczne w książce - i to wcale nie dlatego, że wojacy brodzą w krwi po kolana. Autorce po prostu udało się niezwykle sugestywnie oddać bezduszność mechanicznego wojska.

W przypadku mieszkańców Dolnego Świata i ich wierzchowców niestety zawodziła moja wyobraźnia, co i rusz w odpowiedzi na opisy autorki podsyłająca mi obrazy rodem z fenomenalnego Warcrafta. Przecież taki abbasy na byku wygląda prawie jak Thrall, przywódca orkowej Hordy! Na szczęście kapitalne ilustracje Dominika Brońka rozwiewają wszelkie ewentualne wątpliwości.

Najlepsze części Rudej Sfory to dwa początkowe rozdziały oraz ostatni, dziesiąty. To zarazem rozdziały, dzięki którym można śmiało powiedzieć, że nie jest to powieść dla dzieci. To również rozdziały, w których powieści Kossakowskiej daleko do banału (chociaż i tutaj znalazłoby się kilka hollywoodzkich scen, o dziwno: wzruszających tam, gdzie wzruszać powinny). Wreszcie, to dzięki tym trzem rozdziałom Ruda Sfora pozostanie w pamięci czytelników. Na dobrą sprawę, po takim zakończeniu, nawet epilog autorka mogłaby sobie podarować. Warto tutaj nadmienić, że czytelnik może wręcz odnieść nieprzyjemne wrażenie, że środek powieści - błąkanie się bohaterów po Górnych i Dolnych Światach - jest zaledwie wypełniaczem pomiędzy początkiem i końcem Rudej Sfory. I że służy tylko temu, żeby autorka mogła swobodnie opisywać tło i fascynujące istoty, które Ergis i spółka spotykają na swojej drodze. To jednak trochę za mało na dobrą powieść.

Wspomnę jeszcze o dwóch interesujących dodatkach, które można znaleźć na końcu książki. Pierwszy z nich, mniej ciekawy, aczkolwiek pomocny, to spis postaci występujących w Rudej Sforze. Drugi - słowiczek - to krótkie kompendium wiedzy na temat przedstawionego w powieści świata i mitologii jakuckiej, zdecydowanie warte przeczytania.

Na osobny, chociaż de facto krótki akapit zasługują piękne ilustracje Dominika Brońka. Czarno-białe, klimatyczne szkice, pełne obco wyglądających potworów to to, co tygrysy lubią najbardziej.

Pora na podsumowanie. Ruda Sfora nie jest powieścią pozbawioną wad. Czasami drażni infantylność postaci, przeszkadzają dłużyzny w środku książki, szablonowość fabuły i bohaterów. Środek książki rekompensuje zakończenie, które spowoduje, że zapamiętacie tę powieść na długo. Niebanalny, osobliwy świat, po którym poruszają się Ergis z przyjaciółmi, to zdecydowany plus Rudej Sfory. Jednak w żadnym wypadku najnowsza powieść Kossakowskiej nie jest lepsza od jej opowiadań. Tym samym stanowczo obstaję przy zdaniu, że autorce lepiej wychodzą krótkie formy. Ciągle mam wrażenie, że Kossakowska ma od groma świetnych pomysłów, ale nie potrafi ich wykorzystać nawet w 50 procentach. W efekcie Ruda Sfora, która potencjalnie mogłaby zmiażdżyć całe tony makulatury spod znaku fantasy, jest zaledwie dobrym czytadłem opartym na wyśmienitym pomyśle. Kilka zapadających w pamięć scen, pomysłowe i mądre zakończenie to zbyt mało jak na 450 stron lektury.

Mimo wszystko, warto. Nigdzie indziej w tak przystępny i interesujący sposób nie będziecie mieli okazji zapoznać się z wierzeniami ludzi, o których, przyznajcie, nawet nie wiedzieliście, że istnieją.

PS. Tak, przesuwanie ręką po twarzy tutaj też znajdziecie :). ■

Poprzednia recenzja„Ciemna strona Szmidta”
Następna recenzja„Koniec wieńczy dzieło”
9 komentarzy
Hex
Wysłano 31 stycznia 2008 o 01:48

Podoba mi się twoja recka, ale moim zdaniem zbytnio zjechałeś tę książkę. Moim zdaniem powinieneś bardziej na to spojrzeć jak na luźną bajkę, a nie analizować bohaterów pod względem Hollywoodzkim, czy porównywać kikituka do smoka z Moulan. Wiesz - wszystko jest do czegoś podobne na świecie. pozdrawiam

bert
Wysłano 31 stycznia 2008 o 20:15

Wiesz - nie mogłem spojrzeć na powieść Kossakowskiej jak na "luźną bajkę", bo zdaje się, że autorka pisze fantastykę z ambicjami, której targetem nie są dzieci z podstawówki. Świadczy o tym chociażby fakt wydania "Rudej sfory" w wydawnictwie Fabryka Słów, które, o ile się orientuję, nie wydaje książek dla dzieci. Skoro więc autorka pisze dla mnie (dorosłego w końcu czytelnika), dlaczego nie mogę zarzucać jej infantylności czy nadmiernej "szablonowatości" bohaterów? Właśnie o to - i tylko o to - mi chodzi: skoro jest to powieść nie dla dzieci, dlaczego o bohaterach opowiada w taki dziecinny sposób? Bardzo mi to przeszkadzało podczas lektury.

W Twoim komentarzu dostrzegam - być może niesłusznie - echa twierdzeń, których światek fantastyczny bardzo nie lubi, czyli "fantastyka to taka niepoważna rzecz dla niepoważnych ludzi, ot bajeczka". Nie chcę traktować "Rudej sfory" w taki sposób: zakładam, że autorka pisze serio, najlepiej jak potrafi i liczy się z tym, że po jej książkę sięgnie młodzież i dorośli. Przy takim założeniu, przyznasz, "Ruda sfora" jest miejscami infantylna.

Masz rację: wszystko jest do czegoś innego podobne. Dlatego właśnie mogę w tym konkretnym przypadku napisać, że to coś jest hollywódzkie czy Mulanowe. Wrażenie jest tak mocne, że nie omieszkałem o tym wspomnieć w recenzji. Nie przypominam sobie żadnego innego mojego tekstu, w którym w równie mocny sposób wytykałbym szablonowość autorce / autorowi. Skoro tak, coś musi być na rzeczy.

Na sam koniec, bo rozgadałem się okrutnie :): nie uważam, że jakoś specjalnie zjechałem tę książkę. Wytknąłem błędy, które MNIE OSOBIŚCIE rażą, ale przyznałem również, że mimo tego - warto. Mam jednak wrażenie, że tej konkretnej książki mógłbym wcale nie czytać. Autorce nie udało się sprawić, że losy Ergisa i jego przyjaciół zainteresowały mnie na tyle, by o nich po zakończonej lekturze pamiętać. Pamiętam mitologię, o której wspominam w recenzji, pamiętam barwne tło opowieści, ale kompletnie nie mogę sobie przypomnieć żadnej sceny ze środka "Rudej sfory", która zapadłaby mi w pamięć.

To, przyznasz, raczej źle. Chyba że mam początki sklerozy. Ale to jeszcze gorzej... :)

Pozdrowienia

Anilek
Wysłano 11 sierpnia 2008 o 00:02

A która powiedz mi książka nie ma wad? Ja tą ksiażkę odebrałam jak coś w rodzaju podrórzy. Czułam jakbym brała udział w tych wydarzeniach i nie miałam miejsca w głowie na dodatkowe rozmyślania. W głowie utkwił mi natomiast niebanalny pomysł związany z szamanizmem i Jakutami oraz wspaniałe postacie(np. Ellej ;-)) Nie mam nic do zarzucenia tej ksiażce,może i byłby problem z przedstawieniem co sobą reprezentuje ale myślę że jest to książka o dojrzewaniu. Bo czyż 13-letni Ergis nie wydoroślał przez swą misję ocalenia świata? No i jak nie wspomnieć o wątku pomiędzy Ellejem a Tumaryną i o przyjaźni która łączyła Ergisa z Bębenkiem? A co do Iwaszki, rzeczywiście był po to żeby rozśmieszać,ale jak się wyraziła autorka: Ta książka nie była by taka sama bez poczciwego Iwaszki!

bert
Wysłano 11 sierpnia 2008 o 19:03

Wad nie ma jedynie książka idealna - nie rozumiem jednak, co to ma do rzeczy? Skoro każda książka ma wady, znaczy to, że mam ich nie dostrzegać i przymykać na wszystko oko? :)

Cieszę się, że książka Ci się podobała. Szanuję również Twoje zdanie, bo po prostu masz do niego prawo. Podobnie, jak ja. :)

Pozdrawiam serdecznie

Conann
Wysłano 30 listopada 2008 o 23:55

Mnie najbardziej drażniła jedna rzecz w tej książce - powielanie schematów, przede wszystkim jeśli chodzi o charaktery postaci. Bynajmniej nie chodzi mi tu o schematy obce, ale wypracowane właśnie przez autorkę. Początek "Rudej Sfory" zaintrygował mnie, ponieważ był po prostu inny. Nie pamiętam, czy wcześniej czytałam jakąkolwiek powieść fantastyczną, której głównym bohaterem byłoby dziecko. Dostrzegłam też wtedy u Kossakowskiej odejście od dotychczasowego schematu, jakim się kierowała. I tak prowadziła ona Ergisa, ale do czasu, kiedy pojawił się Ellej. Właśnie od tego momentu autorka poszła na łatwiznę i potoczyła historię starymi torami, bezpieczną, wyjeżdżoną drogą. Ellej doskonale wpisał się w jej ulubiony schemat bohatera - twardy, silny, cyniczny, cierpiący mężczyzna. Ellej zepchnął Ergisa na dalszy plan. Dlatego tak bardzo zawiodłam się na autorce, gdyż zrobiła mi nadzieję, że napisała coś świeżego, a później bezlitośnie odebrała ją. Owszem, lubię sobie poczytać o idealnym facecie wg Kossakowskiej, ale ile można? Był już taki w "Siewcy Wiatru", w "Zakonie Krańca Świata" i w "Zwierciadle". Niestety, autorka jak widać nie potrafiła opuścić swojego ulubionego schematu i wcisnęła go też do "Rudej Sfory". Myślę, że gdyby nie podążyła utartą ścieżką, wybaczyłabym jej wspomnianą infantylność, która mnie nie raziła (baśni Andersena nikt ani nic nie przebije - wiem, że nie powinnam porównywać ich do "Rudej Sfory"). A przecież Kossakowską udowodniła, że potrafi pisać o dzieciach w "Smutku". Mogę powiedzieć jedną, niewesołą prawdę - żałuję, że kupiłam "Rudą Sforę".

Pozdrawiam

bert
Wysłano 02 grudnia 2008 o 21:13

Wyjątkowo cenię sobie komentarze takie, jak ten Twój powyżej, Conann. Powód jest prosty: masz własne zdanie, opierasz je na swego rodzaju "oczytaniu" - czy raczej: obyciu - fantastycznym, a na dodatek uświadamiasz mi fakty, które umknęły mi podczas lektury. Dzięki takiemu spojrzeniu recenzja książki staje się bardziej "kompletna".

Faktycznie, "Smutek" Kossakowskiej - moim zdaniem jedno z jej najlepszych opowiadań - dowodzi, że autorka potrafi pisać o dzieciakach bez specjalnego ciamkania. Zresztą, coraz częściej mam wrażenie, że Kossakowska po prostu nie panuje nad dłuższymi tekstami. Jakoś jej się to wszystko rozłazi.

Mała dygresja: z Hexem, autorem pierwszego komentarza pod tą recenzją, prowadziliśmy swego czasu interesującą dysputę mailową na tematy "okołokossakowskie". Cieszę się, że od czasu do czasu pojawiają się na moich stronach ludzie, którzy mają coś do powiedzenia - mało tego! - chcą się tym podzielić.

Dzięki.

Pozdrawiam serdecznie.

rdza
Wysłano 31 stycznia 2009 o 02:38

Conann, a o Gaimanie kiedys slyszales?;)

Conann
Wysłano 02 lutego 2009 o 21:50

Wielkie dzięki Bert :)

Rdza, słyszałam o Gaimanie, ale nigdy ten autor specjalnie mnie nie zainteresował, gdyż czytam przede wszystkim polską fantastykę, a z zagranicznej jedynie klasyki (np. F. Herbert). Jedyną książką Gaimana, jaką przeczytałam, są "Amerykańscy bogowie". Pewnie się mylę, ale jego pozostałe prace kojarzą mi się z nurtem humorystycznym, może baśniowym, natomiast "Ruda Sfora" to książka stanowczo dla starszego czytelnika, jak i wszystkie pozostałe utwory Kossakowskiej. Poza tym lektura "Amerykańskich bogów" nie zachęciła mnie do sięgnięcia po inne pozycje Gaimana, ponieważ nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. Mogłabym ją przyrównać do potrawy, która jest zjadliwa, ale kompletnie bez smaku. Jednak rozumiem, że pewnie chodziło tu o książki Gaimana z bohaterem dziecięcym. Ciężko wypowiedzieć mi się w tym temacie, gdyż oglądałam jedynie film pt. "Złoty kompas", chyba jest to ekranizacja jego książki o ile się nie mylę, ale nie przypadła mi do gustu. Uważam, że bohater dziecięcy musi być naprawdę autentycznie przedstawiony przez autora, aby spełnił moje wymagania. Nie może razić infantylnością ani też nadmierną dojrzałością. Tutaj znów się posłużę przykładem z jednego z moich ulubionych pisarzy, Ziemiańskiego - "Zapachem szkła", w którym główny bohater jako dziecko został ukazany w przekonujący sposób.

Pozdrawiam

PS. Rdza, jestem płci żeńskiej ;)

Gwydion
Wysłano 29 kwietnia 2009 o 15:23

Po raz pierwszy zdarzyło mi się coś, co właśnie zrobiłem -
sięgnąłem po recenzję książki (Rudej sfory) zanim ją skończyłem.
Nie znaczy to, że książka jest zła, jednak aktualnie strasznie mi
się dłuży.
Najważniejsze, czym się chcę podzielić, to fakt, iż powyższa
recenzja tak IDEALNIE oddaje i moje odczucia, że przez chwilę
myślałem, że może sam jestem jej autorem ;D
Dla mnie, Ruda sfora jest po prostu zbyt sztampowa. Dla wielu
osób książka ta ma zapewne znaczną wartość, podobnie, jak miałaby
dla mnie kilka lat temu. W tej chwili jednak, fabuła oparta na
typowej wyprawie grupy 'przyjaciół' w wiadomym celu - nie jest
tym czego szukam. Decyzja o dokończeniu książki wynika tylko i
wyłącznie z faktu naprawdę barwnego i ciekawego świata, który
zdecydowanie jest NAJMOCNIEJSZYM elementem książki.
Dodam jeszcze, że wspomniane w recenzji 'dobre' zakończenie
zdecydowanie zachęca mnie do szybkiego dokończenia 'przygód'
Ergisa & companions.

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Ciemna strona Szmidta”
Następna recenzja„Koniec wieńczy dzieło”