Wyrosło w lesie drzewo potężne...

Z pewną taką nieśmiałością podchodzę do książek, na których okładkach widnieją obce mi nazwiska. Personalia autora "Uśpionego Archiwum" nic mi nie mówiły. Zupełnie nie znam człowieka, w ogóle pierwsze słyszę. Nie lubię marnować czasu na bzdety, więc solennie obiecałem sobie, że jeśli pierwszy rozdział mi się nie spodoba, spokojnie zamknę książkę i zajmę się czym innym, zapominając o Podrzuckim. W końcu dałem mu szansę, nieprawdaż? Na szczęście stało się zupełnie inaczej.

Recenzja: Uśpione archiwum, Wawrzyniec Podrzucki

Wyrosło w lesie drzewo potężne,
Twarde, wysmukłe i niebosiężne.
Julian Tuwim - "Stół"

Pamięć konstabla Thomasa Farquaharta wyraźnie zawodziła. Ostatnie, co pamiętał, to upadek ze schodów - zwykła rzecz, kiedy cyferki w alkomacie zbytnio oddalą się od zera. Ale nie bądźmy drobiazgowi - nikt przecież nie będzie liczył promili po kłótni z przełożonym! Jakim cudem dotarł do domu? Jedynie Bogini raczy wiedzieć. Farquahart zwlókł się z łóżka. Tragicznie! Poliprocesory zajęły się kacem, ale tylko tym fizycznym. Ledwo wypełzł z dormitorium na światło dzienne, w zapakowanym w jego głowę sensorium rozwył się alarm. Alarm o najwyższym priorytecie! Coś, z czym spotkał się pierwszy raz w życiu! Nie zastanawiając się długo, konstabl pognał w kierunku zlokalizowanego źródła problemów. Dzień zapowiadał się ciekawie.

Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz od razu: Uśpione Archiwum to twarda scence-fiction. Świat przyszłości napakowany gadżetami w rodzaju poliprocesorów, sensoriów, manekenów, implantów itd. itp. Znam powieści, w których pseudo-naukowy bełkot autora wyraźnie przeszkadza. Bez obaw jednak: klasa Podrzuckiego polega na tym, że technologiczne neologizmy są podawane w rozsądnych ilościach i ich przeznaczenie w większości przypadków jest jasne. Siła Uśpionego Archiwum drzemie na szczęście w czymś innym: w nowatorskiej wizji świata, wartko poprowadzonej akcji i mistrzowskim języku.

Wizja świata

Co my tu mamy? Konstabl Farquahart budzi się w niezwykłym świecie. Pozornie nic nowego: wszędzie trawa, drzewa, rośliny. Ale już po pierwszych kartkach powieści staje się jasne, że cała ta flora rośnie sobie na � drzewie. Och, przepraszam: na Drzewie oczywiście. Duże D jest w pełni uzasadnione, bowiem Drzewo jest wielkie. Tak wielkie, że mieszkają na nim ludzie. Całe osiedla ludzi. Całe narody. Tysiąc pięćset (kilometrów wysokości) z okładem! I mówimy tu tylko o tym, co wystaje ponad powierzchnię, bo korzenie mają jeszcze przynajmniej dwa razy tyle! Drzewo jest podzielone na segmenty, które oddzielają od siebie zamknięte społeczności. Segmenty wyglądają jak olbrzymie bańki, które chronią ludzkość przed próżnią kosmiczną. Chociaż teoretycznie podróż pomiędzy segmentami jest możliwa, w praktyce równa się pasmu śmiertelnych niebezpieczeństw. Kontakt pomiędzy społecznościami jest więc mocno ograniczony - w Cheshire, segmencie konstabla Farquaharta, nikt tak naprawdę nie wie, jak wygląda cały świat. Wiedzę zastępują domysły, legendy i najzwyklejsze plotki, pochodzące od przemytników i podejrzanych indywiduów, którzy ryzykują życiem podróżując pomiędzy segmentami. Zamiast ziemi - żywogrunt, nad głową zaś żywoskłon, emitujący życiodajne światło.

Homo sapiens to istota z natury ciekawska. Zadajemy pytania i szukamy na nie odpowiedzi. Na ten przykład, nigdy nie było nam obojętne, jak wygląda Ziemia. No wiecie: czy jest płaska, okrągła, czy może leży na grzbiecie słoni stojących na skorupie żółwia? Podobne pytania zadają sobie mieszkańcy Drzewa. Po pierwsze: Czym jest Drzewo? Wiadomo tylko tyle, że jest to gigantyczna, samoregenerująca się nanostruktura, w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach składająca się z pustych przestrzeni. Główny pień jest jedną wielką rurą, na podobieństwo źdzbła poprzedzielaną węzłami (...). Jak to możliwe, że tak wielki twór nie załamał się pod własnym ciężarem? Kluczem do rozwiązania tej zagadki są dziwaczne stabilizatory i podpory, które gwarantują konarom Drzewa względnie poziomą orientację i pchają konstrukcję do góry.

Reszta pytań jest znacznie ciekawsza: Drzewo jest tworem naturalnym czy sztuczną konstrukcją? W czym tkwią jego korzenie? Kolonia ludzkości na obcej planecie w innym systemie? Specyficzny statek kosmiczny? Nie ma obawy - wszystkiego wam nie zdradzę. Część odpowiedzi poznacie razem z dzielnym konstablem, z którym przyjdzie wam udać się w podróż pomiędzy segmentami.

Akcja

Właśnie. Wartko poprowadzona akcja - druga z mocnych stron powieści. Czytając Uśpione Archiwum nie można nie dostrzec podobieństw do Władcy Pierścieni. Oto dzielna Drużyna wyrusza w Szlachetnym Celu w podróż pełną Niebezpieczeństw. Podobnie jak Frodo, Farquahart to początkowo spokojnie żyjąca i nie wadząca nikomu istota. Splot nieszczęśliwych okoliczności powoduje, że staje w centrum wydarzeń, które zmieniają go i wystawiają na próbę. Frodo decyduje się na ryzykowną podróż mając mgliste pojęcie o otaczającym go świecie - podobnie nasz konstabl. Analogii można szukać praktycznie wszędzie; ot, taki von Klosky, mentor i przełożony Thomasa, to przecież istny Gandalf. Podobnie jak ten wielki czarodziej, Klosky to źródło wiedzy o świecie. Nawet wspomniany świat otaczający bohaterów jest podobny do stworzonego przez Tolkiena: tajemnicze i groźne lasy, niebezpieczeństwa czyhające na każdym kroku, obce ludy. I wiecie co? Ktoś mógłby uznać to za wadę powieści i zarzucić Podrzuckiemu, powiedzmy, brak oryginalności. Ja jednak daleki jestem od takiego osądu. Powieść czyta się świetnie, właściwie jednym tchem, a skojarzenia z Władcą Pierścieni tylko dodają jej uroku. Podobnie jak język, którym włada Podrzucki w iście mistrzowski sposób.

Język

Istnieje powód, dla którego z zalewu książek zalegających na półkach księgarń wybieram te, które zostały napisane przez Polaków. Od książki napisanej przez rodaka oczekuję perfekcyjnego władania językiem polskim. Czegoś, czego (niestety) w większości przypadków trudno oczekiwać od tłumaczy dzieł z języków obcych. Książki słabe warsztatowo potrafią skutecznie zepsuć przyjemność czerpaną z fabuły. Powiedzieć, że Podrzuckiemu w tej materii nic zarzucić nic nie można, to za mało. Uśpione Archiwum napisane jest po polsku (komplement!) z domieszką specyficznych dla opisanego świata neologizmów i terminów technicznych. Chyba najciekawsze są przekleństwa. Proszę, oto skromna próbka: Jasna mgła! Deus! Synu pleśni! A żeby Cię pleśń do cholewek zżarła!

Pomysły

Interesująca wizja świata to nie jedyny czynnik wynoszący Uśpione Archiwum ponad fantastyczną przeciętność. Podrzucki zaimplementował w swoim dziele całą gamę interesujących pomysłów. Wspomnę tylko o jednym, który szczególnie mi się podoba: sarkofag. Wyobraźcie sobie malutkie urządzenie, dzięki któremu możecie zarchiwizować całą swoją osobowość. W razie śmiertelnego wypadku sarkofag (ang. Experimetal Personality and Halo Exo-Matrix Emerygency Retriever, w skrócie EPHEMER) posłuży do odtworzenia Waszej osoby w ciele sztucznego manekena. Identyczna kopia. Identyczny człowiek w przeciągu paru godzin. Ekscytujące, prawda?

Pora zdradzić Wam jeszcze jedną ważną informację. Uśpione Archiwum to pierwszy tom trylogii Yggdrasill. Co to oznacza?

  1. To nie koniec.
  2. To dopiero początek.
  3. Dwa kolejne tomy przygód Farquaharta i drużyny w przyszłości. Drugi - Kosmiczne ziarna - już wkrótce.

Tradycyjnie już na koniec słówko o wydaniu. Wydawnictwo Runa niczym nowym mnie nie zaskoczyło. I całe szczęście. Brak błędów, przyjemna czcionka, ładna ilustracja na okładce. Tak trzymać!

Jeśli chcecie samodzielnie przekonać się, jak wygląda świat wykreowany przez Podrzuckiego, sięgnijcie do najnowszego wydania specjalnego Fantastyki. Znajdziecie tam opowiadanie Podarek autora Uśpionego Archiwum. Ostrzegam jednak lojalnie: bez znajomości powieści może być ciężko...

Uśpione Archiwum to powieść ze wszech miar zasługująca na pochwały. Z niecierpliwością czekam na kontynuację. Mam nadzieję, że następne tomy będą równie dobre, jak pierwszy. A może nawet jeszcze lepsze. ■

Poprzednia recenzja„Grzędowicz rządzi i basta!”
Następna recenzja„Śmichy - Heechy, czyli z pamiętnika kosmicznego podróżnika”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Grzędowicz rządzi i basta!”
Następna recenzja„Śmichy - Heechy, czyli z pamiętnika kosmicznego podróżnika”