Inne okręty

Wstyd się przyznać, ale nie mam innego wyjścia. Nigdy specjalnie nie interesowałem się historią - ledwie pamiętam datę bitwy po Grunwaldem. No i proszę: bohaterka niniejszej recenzji to powieść z gatunku historii alternatywnych.

Recenzja: Inne okręty, Romuald Pawlak

Wydaje się, że książki takiej nie sposób recenzować w oderwaniu od wydarzeń, które miały miejsce naprawdę. Powieść Romka Pawlaka przeczytałem jednak z prawdziwą przyjemnością, co dowodzi, że broni się ona skutecznie po prostu jako dobra książka. Po prostu. W takim ujęciu Inne okręty to powieść przygodowa osadzona w realiach XVI wieku, której akcja dzieje się w piruwiańskiej dżungli i w górach Ameryki Południowej w czasie hiszpańskiej konkwisty. Nie wiem, jak było naprawdę (wstyd!), więc pewno umknęła mi cała masa kruczków, które autor - wybitny znawca ówczesnej historii państwa Inków - na pewno umieścił w swoim dziele. Trudno. Opowiem wam o Innych okrętach widzianych moimi oczami.

Pedro de Manjarres, kapitan okrętu Gwiazda Morza, przypływa do portu w Tumbez w Piru w wyjątkowo gorącym okresie. Spragnieni sławy i złota Hiszpanie po raz kolejny szykują się do inwazji na ojczyznę Inków. Oprócz interesów, do Tumbez sprowadzają Pedro powody z rodzaju tych osobistych. W jednej z dzielnic miasta mieszka jego ukochana, Indianka Asarpay. O tym, że pokój pomiędzy białymi i Indianami jest pozorny, de Manjarres przekonuje się wyjątkowo szybko: wychodząc od ukochanej po kolejnej nieudanej próbie nakłonienia do wspólnego wyjazdu, ląduje pobity w rynsztoku. Później jest jeszcze gorzej: porwany i oskarżony o szpiegostwo, cudem unika śmierci. Na domiar złego jego ukochana znika z miasta. De Manjarres postanawia ją odszukać.

W międzyczasie do brzegów Piru w pobliżu Tumbez dobija potężna hiszpańska armada. Gubernator Cristobal Vaca de Andagoya, przyszły władca podbitych terytoriów, zamierza bezproblemowo i błyskawicznie pokonać czerwonoskórych dzikusów, jak sam ich nazywa. Konkwistadorzy są pewni siebie, więc bez większych oporów wyrzynają w pień indiańskich posłów, którzy przybywają ich ostrzec. Wątpliwości czają się jedynie w sercu dominikanina San Lucara, który całkiem inaczej wyobrażał sobie nawracanie niewiernych.

Ślepy los zadecyduje, że życie tej dziwnej czwórki bohaterów splecie się ze sobą. Więcej jednak nie zamierzam wam zdradzić.

Napisana całkiem sprawnie powieść nie nuży, a wartko poprowadzona akcja gwarantuje dobrą zabawę. Na 250-ciu stronach dominuje klimat piruwiańskiej dżungli, wojenne zmagania Hiszpanów, przygody de Manjarresa i jego tajemnicze wizje. Świetna redakcja tekstu w wydawnictwie Runa to już norma, możecie więc być pewni, że z kartek powieści nie zaatakują was błędy ortograficzne czy irytujące literówki.

Podsumowując: zupełnie przyzwoita powieść, jednak bez specjalnych rewelacji. W sam raz na nudne, zimowe wieczory. ■

Poprzednia recenzja„Kto sieje wiatr...”
Następna recenzja„Grzędowicz rządzi i basta!”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia recenzja„Kto sieje wiatr...”
Następna recenzja„Grzędowicz rządzi i basta!”