Miasta na linach

Fajne scenografie, dużo efektownych gadżetów, jakieś tajemnicze machiny, te sprawy.

Notatka: Miasta na linach

Po linach mozolnie wspina się miasto. Dookoła bezkres nieba, gdzieniegdzie przecinany czarnymi, pionowymi kreskami. Gdzieś w dole, daleko z boku, majaczy samotna kropka – z dużą pewnością to inne, równie powolnie sunące ku górze miasto. Nie licząc samotnej chmury nic więcej nie zakłóca pustki. Kilkudziesięciu mieszkańców podróżuje do Celu.

Sami widzicie, jakie niestandardowe tło wydarzeń wyszykował nam autor. Jeśli dodamy do tego chyba najlepszy z możliwych w takiej sytuacji punktów wyjścia, mianowicie kompletną niewiedzę bohatera o otaczającym go świecie, wychodzi nam, że najbliższe kilka godzin mamy szansę spędzić na przyjemnej lekturze. Takiej, wiecie, w której tajemnice powieściowego świata będziemy mieli okazję odrywać razem z protagonistą. Kosik faktycznie tak sobie to zaplanował: karty odkrywane są stopniowo i do samego końca (gwoli ścisłości: niektóre nie zostaną odkryte wcale), zamiast natychmiastowych wyjaśnień bombardowani jesteśmy obrazami, o których powiedzieć można przede wszystkim jedno: są oryginalne. Musicie uwierzyć na słowo: miasta zawieszone na linach to dopiero początek tego, z czym spotkają się bohaterowie „Verticala”.

Nie zdradzę wam więcej szczegółów fabuły, bo cała przyjemność płynąca z lektury tej książki sprowadza się przecież do eksplorowania światów, które wymyślił dla nas autor. Przy okazji padają oczywiście Ważkie Pytania: o sens życia, podróży, o celowość ponoszenia ofiary. O stosunki międzyludzkie, o tworzenie zasad, które kierują społeczeństwami.

Pozornie „Vertical” ma wszystko, czego należy oczekiwać od książki z gatunku sf: fajne scenografie, dużo efektownych gadżetów, jakieś tajemnicze machiny, te sprawy. Świat, do którego zaprasza nas Kosik, jest zdecydowanie największym atutem „Verticala”. Mimo tego znów czegoś mi zabrakło. Może jakiejś finezji językowej? Może jakiegoś konkretnego celu, dla którego powstała ta powieść? Może jakiegoś spektakularnego finału? Bo w sumie podczas lektury czułem się trochę jak klasyczny turysta, który trafił do obcego kraju: oglądam ładne widoczki, słucham opowieści o Odważnych Bohaterach, którzy mają Przygody, ale jakoś tak ani mnie to ziębi, ani grzeje. Kosik nie potrafił wkręcić mnie tak, abym przejmował się tymi powieściowymi ludźmi i chciał im towarzyszyć. I chyba to właśnie spowodowało, że książkę oceniam jako po prostu przeciętną i niezobowiązującą lekturę-przerywnik między czymś ciekawszym i lepiej napisanym.

Jednego jednak nie mogę autorowi odmówić: niesamowitej wyobraźni. ■

  cytat wart wynotowania  

Nie narzekaj na Thomedosa. Nie ma uczciwych władców. Żeby zdobyć władzę, trzeba się najpierw upodlić, zniżyć do poziomu rynsztoka, bo cała polityka odbywa się na poziomie rynsztoka. Konkurencja wymusza takie metody, bo przecież wygrany zawsze ma rację. Nie podłożysz komuś padliny, to najpierw podłożą tobie. I wygrają, bo motłoch ufa pozorom. Uczciwi przegrywają w konfrontacji ze starannie spreparowanym zestawem kłamstw. Nie ma więc uczciwych władców, mówię ci, a ten przynajmniej nie jest okrutny.

Poprzednia notatka„Śmierć na torach”
Następna notatka„Ojcowie”
0 komentarzy
Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).

Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.

Poprzednia notatka„Śmierć na torach”
Następna notatka„Ojcowie”