Moją pięćdziesiątkę z 2015r. przedstawię Wam dziesiątkami, razem z subiektywną oceną w skali BiblioNETkowej (1-6), formatem, w jakim połknąłem każdą książkę i - jakżeby inaczej - okładką najlepszej moim zdaniem książki z danej dziesiątki. OK? No to lecimy.
O co chodzi z tymi 52 książkami? 52 to przeciętna liczba tygodni w roku kalendarzowym. Czyli średnio jedna książka na tydzień. Od kilku lat setki osób* w Polsce podejmują wyzwanie i deklarują chęć przeczytania minimum 52 książek w ciągu roku. Grubość, format, gatunek nie mają znaczenia. Ludzie biorą udział w akcji, zaprzeczając tezie, że w Polsce nie czyta się książek. Na najpopularniejszym portalu społecznościowym powstają wydarzenia i grupy skupiające czytelników, którzy dzielą się informacjami o przeczytanych w ramach tej akcji książkach. I tak to się kręci co roku.
* wg danych publikowanych w internecie (np. tu) w 2015 roku chęć regularnego czytania zadeklarowało 102,5 tysiąca internautów.
Pierwsza dziesiątka
„Beksińscy: Portret podwójny”, Grzebałkowska Magdalena
Pierwsza dziesiątka to przede wszystkim Grzebałkowska i kontrowersyjny portret rodzinny Beksińskich. Powiedzieć o tej książce: niesamowita - to nic nie powiedzieć. Hugo-Bader pisze arcyciekawie, nie przeszkadzają mi nawet te wszystkie zarzuty kierowane ostatnio pod jego adresem. Dwie książki o truposzach, których współautor znany jest z komiksowego arcydzieła "Żywe trupy", to może nie jest literatura wysokich lotów, ale za to świetnie sprawdza się w roli rozrywkowego odmóżdżacza. O pierwszym tomie cyklu "Millenium" napisano już tak wiele, że szkoda strzępić języka.
Druga dziesiątka
„Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Północ - Południe”, Wegner Robert M.
Druga dziesiątka. Jeśli rzucicie okiem na poniższą listę, nie zdziwi was wybór obrazka dla tej notki. Wegner zdominował to zestawienie, co jednak nie znaczy, że pozostałe książki były słabe. Warto wyróżnić szczególnie reportaże w zbiorku "Diabeł i tabliczka czekolady" oraz urocze felietony o designie autorstwa Marcina Wichy. Tę ostatnią książkę czytałem w formie ebooka i trochę żałuję: wydawnictwo Karakter jak zwykle odwaliło kawał dobrej roboty i książka w formie drukowanej prezentuje się pysznie już od okładki. Na liście są też dwie mocne rzeczy z gatunku non-fiction: "Lepperiada" oraz "W rodzinie ojca mego" i warty uwagi, oryginalny w formie, a do tego śmieszno-straszny "Plac zabaw" z trzema Kociakami w rolach głównych.
Trzecia dziesiątka
„Chłopcy”, Saramonowicz Andrzej
Trzecią dziesiątkę otwiera Wegner i najnowsza część powieści z mekhańskiego uniwersum. Ale to nie ta smakowita książka zasłużyła sobie na ilustrację posta. Bez wahania wklejam tutaj okładkę "Chłopców" Saramonowicza - bo to po prostu lekka, męska, śmieszna, ale i - o dziwo! - refleksyjna lektura, świetnie napisana i samo-się-czytająca. Warto posłuchać wersji audio w genialnej interpretacji Krzysztofa Gosztyły. Waszej uwadze polecam też reportaże Kołodziejczyka i powieść Ćwieka, który napisał całkiem przyzwoity, chociaż nie pozbawiony wad, horror w dekoracjach dworca PKP w Katowicach. Dworca, który - nota bene - nie istnieje już w opisywanej formie. W zestawieniu również dwa razy post-apo: jako pierwsze "Szczury Wrocławia" czyli The Walking Dead na sposób polski, do tego dziejący się w czasach głębokiego PRL-u... Ot, przyzwoita rzeźnia, podana w formie migawek z różnych linii frontu, w której giną setki ludzi i zombiaków - na co dzień fejsbukowi znajomi autora. Druga zaś to dziwaczne "Polaroidy z zagłady" - książka, którą na dobrą sprawę trudno mi ocenić. Autor, jak się wydaje, czerpał inspiracje z "Jestem Legendą" Richarda Mathesona. Zamysł, na którym opiera się fabuła, hmm... niby fajny, ale ta powieść mnie po prostu drażniła - szaleństwo bohaterki jest po prostu literacko ciężko strawne. Powiedzmy, że ta czwórka jest mocno naciągana :)
Czwarta dziesiątka
„13 pięter”, Springer Filip
W tej dziesiątce zdecydowanym faworytem zostaje Springer i jego "13 pięter". Chcesz wynająć/kupić mieszkanie? Marzysz o wspólnym M4 z dziewczyną na kredyt? Sięgnij po tę książkę. I niech cię nie zniechęci historyczny początek: dzieje warszawskich spółdzielni mieszkaniowych to arcyciekawa lektura, ukazująca warszawskie dwudziestolecie międzywojenne z naprawdę interesującej perspektywy.
"13 pięter" cię zdołowało? Ha, to co powiesz na "Trociny" Vargi? Specyficzny styl autora (zwykle dzielący czytelników na dwa wrogie obozy: jedni go lubią, inni nie są w stanie czytać) plus nienawidzący dosłownie wszystkiego bohater, który większość smutnego życia spędził w pociągach plus zjadliwie celne uwagi na temat otaczającej nas polskiej rzeczywistości. Efekt? Śmiech przez łzy.
Nie sposób nie wspomnieć o trzech zbiorach starszych reportaży, wydanych w serii Faktyczny Dom Kultury. Tutaj moim absolutnym faworytem jest... o dziwo, wcale nie Hanna Krall, ale Mularczyk, który pisze po prostu zniewalająco i niezwykle przejmująco. Równie dobre są reportaże Ireny Morawskiej. Wszystkie te trzy książki to absolutny must-have dla wielbiecieli polskiego reportażu.
Największym zaskoczeniem w tej dziesiątce był dla mnie zapis rozmów czterech językoznawców, czyli "Wszystko zależy od przyimka". Trudno nawet określić, czego oczekiwałem, sięgając po tę książkę. Ot, siedzi czterech facetów i przekomarza się na temat poprawności językowej, jeden z nich to nagrywa i publikuje. Ni mniej, ni więcej. Zdaje się, że wolę czytać samego Bralczyka albo na ten przykład taką Katarzynę Mosiołek-Kłosińską ("Co w mowie piszczy?").
Na liście znajduje się też druga część cyklu Millenium (moim zdaniem lepsza od pierwszej) i znów Wegner, tym razem w krótkiej formie. Obiecuję, że tego ostatniego znajdziecie w moim tegorocznym zestawieniu po raz ostatni. Czemu? Bo nic więcej już nie napisał. A czytałbym! :)
Piąta dziesiątka
„Hyperion”, Simmons Dan
W piątej dziesiątce mojego podsumowania roku bezkonkurencyjnie zwycięża dwutomowa epopeja science-fiction Dana Simmonsa w nowym (tak, tak, dyskusyjnym) tłumaczeniu Wojciecha Szypuły. Czego tam nie ma! Efektowne pojedynki w przestrzeni kosmicznej, sieci komputerowe, Sztuczne Inteligencje, transportale, krzyżokształty, cybrydy, Dzieżba! Futurystyczne gadżety i bezwzględny potwór nie przysłaniają jednak tego, co najważniejsze: doskonale skonstruowanych i cudownie opowiedzianych historii pielgrzymów, które połyka się z wypiekami na twarzy. Absolutnie obowiązkowa lektura dla wielbicieli twardej, futurystycznej fantastyki. Będziecie oczarowani pomysłami, które Simmons poupychał na kartach tej mile grubej powieści. Wydawnictwo Mag już zapowiedziało kontynuację ("Endymion"), która w nowym tłumaczeniu i w ebooku ukaże się w nadchodzącym roku. Spokojnie jednak czytajcie oba pierwsze tomy już teraz: to zamknięta historia, stanowiąca całość.
Książkom Simmonsa po piętach depcze "Cesarz" Kapuścińskiego. Dlaczego, dlaczego przeczytałem ten błyskotliwy "reportaż" dopiero teraz? Mistrzostwo literackie i arcyciekawa opowieść o afrykańskiej tyranii pod panowaniem Zwycięskiego Lwa Plemienia Judy, Wybrańca Bożego, Króla królów Etiopii Hajle Syllasje I, uważanego - nie tylko przez swoich poddanych - za wcielenie Boga i nowego Mesjasza. Moi drodzy, miłościwie Korei Płn. panujący Kim Dzong Un mógłby mu buty czyścić! Przerażająca i fascynująca jednocześnie opowieść o reżimie, miejscami mocno satyryczna (sic!), pełna językowych smaczków i scen, które po prostu MIAŻDZĄ. Przyznaję bez bicia: Kapuścińskiego nie czytałem wcześniej i oczekuję, że podpowiecie mi, po jaką kolejną jego książkę mam sięgnąć w najbliższej przyszłości :)
Na liście znajduje się również "Zaczyn" - arcyciekawa opowieść o architektach i architekturze. To kolejna książka Springera, po przeczytaniu której w inny sposób zaczniecie patrzeć na otaczające was osiedla, a forma otwarta będzie wam się śniła po nocach. Niezmiennie doceniam sposób, w jaki autor przybliża ludziom takim, jak ja - czyli laikom w dziedzinie sztuki i projektowania - zupełnie obcy nam świat. I z jaką wnikliwością przygląda się bohaterom swoich książek.
W tej dziesiątce znajduje się również sympatyczna, niewielka książeczka Szczygła, której bohaterkami są niezwykłe kobiety. Może wystarczy, kiedy napiszę, że jedna z nich zapisuje tysiące zeszytów szczegółowymi notatkami o tym, co właśnie zjadła i kogo zobaczyła przez okno...
Jest tu też opowieść o tym, jak brukowce mogą zniszczyć życie niewinnym ludziom ("Tabloid"). Na koniec zaś trochę rozmów i reportaży.
No to jedziemy.
Szósta dziesiątka
„Mercedes-Benz: Z listów do Hrabala”, Huelle Paweł
Pora na ostatnie dwie książki z listy 52 przeczytanych w 2015 oraz dwa dodatki.
Z powieścią Huberatha mam prawdziwy kłopocik. Gdyby wziąć pod uwagę jedynie pomysły autora, "Portal zdobiony posągami" należałoby ocenić na 6/6. To zresztą u niego standard: jeśli oczekujecie niespotykanych wizji iodjechanych fabuł, sięgajcie po Huberatha w ciemno. Niestety, w parze z doskonałymi historiami zwykle nie idzie warstwa literacka. Hueberatha czyta się ciężko, dialogi są niemrawe, drażnią niektóre archaiczne sformułowania (czy ktoś jeszcze dzisiaj nazywa sutki "kwiatkami"?). Ciągle uważam jednak, że każdy szanujący się wielbiciel polskiej fantastyki powinien po Huberatha sięgnąć - jako absolutne minimum polecam GENIALNY zbiór opowiadań "Balsam długiego pożegnania".
I właśnie w roli literackiego balsamu po "Portalu" zaaplikowałem sobie niesamowitą powieść Pawła Huelle. Obcowanie z taką literaturą to po prostu czysta przyjemność. Fabuła schodzi tu zdecydowanie na drugi plan (w ogromnym skrócie: narrator pobiera nauki jazdy, niejako przy okazji opowiadając instruktorce dzieje swojej rodziny) - natomiast sposób, w jaki to jest napisane...! Niebywała lekkość i gawędziarstwo autora, stylem nawiązujące (jak sugeruje podtytuł) do czeskiej prozy, to miód na serce każdego wielbiciela dobrej literatury. Jeszcze raz podkreślę: tu wcale nie chodzi o to, o czym pisze Huelle - chociaż i to nie jest bez znaczenia - ale o to, JAK to robi. Dla mnie - prawdziwa literacka uczta.
DODATEK 1
Moja lista byłaby jednak niepełna, gdybym nie wspomniał o książkach "technicznych", czyli czytanych bardziej ku rozwijaniu zainteresowań niż dla przyjemności płynącej z lektury.
DODATEK 2
Nie mogę nie wspomnieć też o książkach porzuconych - czyli tych, których za żadne skarby nie byłem w stanie skończyć. Bo albo autor bredzi, albo tłumaczenie do kitu, albo alergiczna reakcja na słowa występujące w treści(tu: coaching odmieniany w każdym przypadku).
I co? Wyszło całkiem niezłe podsumowanie roku, prawda? ■
Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).
Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.