Słuchajcie, zapragnąłem napisać podsumowanie czytelnicze roku 2017. Swoje własne oczywiście, najmojsze znaczy się. Niestety, będzie to bardzo krótkie podsumowanie, bo... właściwie nie mam specjalnie czego podsumowywać. Najzwyczajniej w świecie brakło czasu na czytanie.
Tak czy siak, mimo niesprzyjającej aury, kilka książek udało mi się przeczytać. I nawet mam swojego tegorocznego faworyta - to zdecydowanie Kuczok i jego "Czarna". Luz, psy już na mnie co poniektórzy za to wieszali, przyzwyczaiłem się. Tak jak i za sławetnego Żulczyka i jego "Ślepnąc od świateł". Przeczytałem też i "Radio Armageddon". Ok, powiedzieć o tym czymś, że to literatura wybitna, nie mogę, ale... ale uważam, że taki sposób pisania, takie nakotykowe opary, takie pseudo-filozofie świetnie się sprawdzają w powieści o takiej tematyce. I - nawet mimo tego, że sporo fragmentów bełkotu można sobie darować - "Radio Armageddon" pozostaje w głowie jako specyficzny eksperyment literacki. Moim zdaniem warto sięgnąć.
Kuczok: "Czarna" / Grzędowicz: "Hel-3"
Znalazłem w tym roku również czas na fantastykę i dziabnąłęm "Opowieść Podręcznej" Atwood. Szału nie ma, ale, przyznaję, zamysł ciekawy. Zarówno od strony literackiej (pamiętnik), jak i samej historii. Inaczej sprawa ma się z "Hel-3" Grzędowicza. Spodziewałem się czegoś co najmniej na miarę swego czasu miażdżącego "Pana Lodowego Ogrodu", tymczasem dostałem sf sklecone trochę na kolanie, gdzie pomysł był, ale finał rozczarowuje. Dwie główne wady tej powieści to a) wyraźny podział na trzy części, które mogłyby być osobnymi historiami i b) pompowanie atmosfery, zakończone, jako się rzekło, jakimś rozczarowującym spuszczeniem powietrza. Nie kupuję tego, chociaż Grzędowicza mocno sobie cenię i uważam, że to jedna z największych gwiazd pop-sf w naszym kraju.
W sumie przeczytałem jeszcze "Olive Kitteridge" Elizabeth Strout. Niby wiedziałem, że sięgam po współczesną amerykańską literaturę, powiedzmy, mainstreamową, więc sam sobie jestem winny... co nie zmienia faktu, że się rozczarowałem. Nuda, Panie. Doceniam konstrukcję tej książki, ale taka proza raczej i takie nudne smęcenie nie jest dla mnie.
Na deser sięgnąłem po "Plażę za szafą" Kąckiego, czyli reportaże z naszego cudownego kraju. Literacko poprawnie, historie oczywiście potrafią uderzyć z odpowiednią siłą. Czy warto? Pewnie tak, ja lubię reportaż.
Tyle. Przeczytałem co prawda jeszcze całą stertę książek dla dzieciaków i kilka komiksów, ale roku 2017 raczej nie zaliczę do lat "czytelniczo" udanych. ■
Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).
Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.