Ciepła, sympatyczna rozmowa "o wszystkim" z najpopularniejszym czeskim/polskim księdzem.
"Ksiądz Czendlik u nas nie mógłby się zachowywać jak w Czechach. Mam wrażenie, że jest on trochę polskim uchodźcą.” Słowa (niewierzącego) Mariusza Szczygła, zamieszczone w czeskim wydaniu książki-wywiadu, o której zaraz Wam opowiem, całkiem zgrabnie opisują jej bohatera. Czendlik - z pochodzenia Polak - uważany jest za najpopularniejszego księdza w ateistycznych Czechach. Co więcej, jest księdzem – celebrytą: prowadzi program w telewizji, nie stroni od luksusu i alkoholu, zawsze modnie ubrany, chętnie przyjmuje zaproszenia na uroczystości i wystawy. Jednocześnie jest mocno wierzący, chociaż jego poglądy w wielu aspektach dalekie są od konserwatywnego stanowiska Kościoła. Krótko mówiąc, jest po prostu „ludzki”, otwarty na ludzi i ich problemy.
Pewnie dlatego Szczygieł-wydawca decyduje się na polską edycję tej rozmowy i wydaje ją w swoim wydawnictwie. Szczygieł przecież lubi ludzi – a zdaje się, że ta książka ma za zadanie pokazać, że Kościół może właśnie taki być: ludzki, normalny, wyrozumiały. To spory kontrast w zderzeniu z polską rzeczywistością: kościołem rydzykowym, ksenofobią, antysemityzmem. Szczygieł sięga więc za granicę i w swoich ukochanych Czechach odnajduje Czendlika: księdza, którego możemy Czechom… tak, właśnie tak: zazdrościć.
Sama książka jednak specjalnie nie zachwyca – to w gruncie rzeczy ciepła, sympatyczna rozmowa „o wszystkim”. Do tego sprawia miejscami wrażenie przegadanej i powtarzającej to, o czym mowa była już wcześniej. Poznamy dzieciństwo bohatera, jego drogę do kapłaństwa, trudne początki na parafii w Czechach. Dowiemy się, co sądzi o kobietach, relacjach międzyludzkich, życiu, obecnym Kościele i papieżu Franciszku, Bogu, współczesnym świecie…
Owszem, ten wywiad pełen jest słów, które spokojnie można zaznaczyć, cytować i traktować w kategorii „jakby było dobrze, gdyby w Polsce wszyscy księża byli równie fajni i mieli tyle odwagi, co Czendlik”. Pierwszy z brzegu: „Czasami mam wrażenie, że lubujemy się w abstrakcyjnych pojęciach, które nic nikomu nie mówią. (…) Jakbyśmy nie zdążyli się połapać, że minęło ponad dwa tysiące lat i ludzie w naszych czasach rozwiązują swoje problemy zupełnie inaczej niż wtedy. Przemawiamy martwym językiem, a potem się dziwimy, że nikt nas nie słucha.”
Ta „normalność” Czendlika jest niezwykle pociągająca. Oddajmy głos wydawcy: „Może i ja, który uważam się za niewierzącego, wróciłbym pod jego skrzydłami do Kościoła. Zbigniew Czendlik wywołuje we mnie chęć poszukiwania w Kościele czegoś nowego”. Być może tym brakującym ogniwem polskiego Kościoła, tym czymś „nowym”, co kościół powinien w sobie odnaleźć w dzisiejszych czasach jest przede wszystkim ta „normalność” i „miłowanie bliźniego jak siebie samego”. Tak po ludzku. Tak po prostu. ■
Twój email nie zostanie opublikowany. Pola wymagane zaznaczyłem gwiazdką (*).
Klikając [WYŚLIJ] zgadzasz się na opublikowanie wysłanego komentarza. Komentarze są moderowane. Nie zgadzasz się z tym, co czytasz - ok, ale nie bądź niegrzeczny i nikogo nie obrażaj. Jak to mówił klasyk: chamstwa nie zniese.